TV
Pogoda
Wideo
Następnie Torańska dostaje od dziennikarki tekst do autoryzacji i mdleje. A mdleje, bo czyta ponoć swoje słowa: "No tak, mądra to ja nie jestem, ale za to przygłucha. Poza tym z powodu wieku szwankuje mi pamięć i nieco pęcherz". Tu się nie kończy koszmar skrzywdzonej Teresy Torańskiej. Dziennikarz informuje ją jeszcze, że wywiad ukaże się w pisemku dla... gejów. Torańska mdleje drugi raz. Wracając do świadomości, chwyta za telefon i mówi podłej dziennikarce, że nie zgadza się na żaden wywiad. A na to dziennikarka: "Ale przecież dostała pani tekst do autoryzacji".
Torańska mówi, że nie autoryzuje niczego i nie zgadza się w żadnym razie na publikowanie swojego tekstu w TYM pisemku dla gejów! Ale pisemko nie odpowiada Torańskiej. Odpowiada za to szyderstwem dziennikarka: "Nie można szantażować dziennikarzy". Następnie "wywiad" z Torańską zostaje opublikowany. A teraz wróćmy do rzeczywistości. Adam Bielan naprawdę rozmawiał z redaktor Torańską. Torańska wysłała mu do autoryzacji "wywiad". Bielan absolutnie nie zgodził się na publikację. Nie zgodził się także, żeby ten niby "wywiad" był drukowany w "Newsweeku" rządzonym już przez blondyna dziennikarstwa polskiego. Ale "Newsweek" nie odpowiada i drukuje.
Za to do zaprzyjaźnionych mediów trafiają idiotyczne wytłumaczenia Torańskiej, które brzmią: "Dostał wywiad do autoryzacji" i "Nie można szantażować dziennikarzy". W ten sposób w renomowanym dotąd "Newsweeku" ukazać może się każde ŚWIŃSTWO, a zadając się z ludźmi typu Torańska nie można być pewnym, czy nie zostaniemy rozmówcami na przykład Urbanowego "NIE". Ciekawe, czy amerykańscy właściciele praw do nazwy "News- week" wiedzą o nowych "standardach" panujących w polskojęzycznej wersji tego tygodnika...
