No i jest kłopot. Gdyby JÜrgen Roth, znany i ceniony niemiecki dziennikarz śledczy, był wariatem albo chociaż oszołomem, nie byłoby kłopotu. Gdyby udało się szybko zrobić z niego szurniętego pana, też nie byłoby kłopotu, ale kłopot jest. Roth jest wiarygodnym autorem wielu publikacji, które pokazują jego doskonałe kontakty między innymi z BND, czyli Niemiecką Federalną Służbą Wywiadowczą. Opublikował właśnie książkę, z której wynika, że BND miało informację od swojego wiarygodnego agenta, że 10 kwietnia 2010 roku Rosjanie dokonali zamachu na prezydencki samolot. Odpalili w Smoleńsku zdalnie ładunki wybuchowe, które wcześniej umieścili w samolocie dzięki współpracy między innymi Polaków. Opis Rotha, a właściwie opis umieszczony w notatce agenta, w posiadaniu której są niemieckie służby, jest upiornie szczegółowy i logiczny, ale czy prawdziwy? Zwolennicy teorii o zamachu z całą pewnością przy tej okazji mówić będą o tym, że wszystko układa się w spójną całość, bo przecież Rosjanie skutecznie zacierali ślady po zamachu, niszcząc wrak samolotu, a także manipulując czarnymi skrzynkami tupolewa. Skrzynek i wraku do tej pory nie mamy. Według Rotha zamach na polskiego prezydenta był zemstą Putina za politykę zagraniczną prowadzoną przez Lecha Kaczyńskiego i za wsparcie udzielone Gruzji. Zwolennicy teorii o zamachu z łatwością znajdą przykłady, w których Putin przez swoich ludzi fizycznie likwidował swoich przeciwników. Z łatwością znajdą także przykłady, że Putin jest kłamcą, że wielokrotnie mijał się z prawdą. Co więc powinniśmy robić? Przecież Rosja ma arsenał jądrowy i szantażuje nim świat. Odpowiedź wydaje się prosta, powinniśmy robić swoje. Wyjaśniać sprawę tragedii. Wolność narodów kończy się tam, gdzie zaczyna się ich strach.
Zobacz też: Mama kpt. Arkadiusza Protasiuka: Mój syn jest niewinny, został kozłem ofiarnym!