"Pogniewał się jak mały chłopczyk", "Nienawistnik, którego nie stać na dyplomatyczne gesty", "Nie umie przegrywać", "Skompromitował się", "Zawistnik" - tak wyraziste były najczęściej oceny niepotrzebnego gestu Jarosława Kaczyńskiego. Co ciekawe, zachowania szefa opozycyjnej partii bronił Tomasz Tomczykiewicz, szef Klubu Parlamentarnego PO. Uznał, że jego absencja była usprawiedliwiona, bo w Sejmie w czasie zaprzysiężenia mógłby przeżywać chwile związane z osobą tragicznie zmarłego w Smoleńsku brata. Nie wiem, czy to wielkoduszność PO, czy wyrachowanie...
Tymczasem rację co do sposobu uprawiania polityki ma tu Leszek Miller, który komentując zachowanie Kaczyńskiego, stwierdził: "On powinien być pierwszym, który powinien pogratulować prezydentowi Komorowskiemu, wręczyć mu duży bukiet kwiatów i powiedzieć: Panie prezydencie, rywalizowaliśmy, ale tylko jeden z nas mógł wygrać. Ja przegrałem, ale jeżeli mogę panu być przydatny i mogę panu służyć swoją wiedzą, to chętnie to zrobię".
Lider PiS wczorajszą absencją zaszkodził sobie i swojej partii w stopniu trudnym do oszacowania. Obserwujemy polityczne samobójstwo na raty. Jeśli PiS nie znajdzie nowego, nowoczesnego lidera, to już wkrótce może znaleźć się na marginesie życia politycznego.