Sławomir Izdebski

i

Autor: Andrzej Woźniak

Sławomir Izdebski: Kiedy Kołodziejczak był dzieckiem ja paraliżowałem kraj z Lepperem

2019-02-07 5:31

Ja nie muszę się reklamować. Każdy mnie zna i wie, co robiłem. Gdy wychodziliśmy w dawnych czasach na ulice Warszawy, było nas 100 tys. i nie określaliśmy tego „Oblężeniem Warszawy”. Chociaż tysiące osób oblegały stolicę. Przeżyłem w swoim życiu wiele protestów i blokad. Z tego powodu mam 64 wyroki sądowe. Andrzej Lepper był jedyny i niepowtarzalny. Nikt go nie zastąpi. Michał Kołodziejczak na pewno nie jest w stanie wypełnić luki po Lepperze. Obaj panowie nie mają ze sobą nic wspólnego. Porównywanie skali protestów, które niegdyś organizowaliśmy, do tego, co dzieje się teraz, to jakby porównać mrówkę do słonia.

- „Super Express”: - Wczoraj do Warszawy zjechali rolnicy na protesty pod Pałacem Prezydenckim. Były minister rolnictwa Marek Sawicki stwierdził, że protestujący powinni pojawić się pod Kancelarię Premiera, bo Andrzej Duda nie rozwiąże problemów wsi. Ostrze protestu było źle wycelowane?
- Sławomir Izdebski: -
Protestujący chcieli zwrócić na siebie uwagę i całkiem słusznie wybrali do tego siedzibę najważniejszej osoby w Polsce. Z autopsji wiem, że prezydent może użyć swojego autorytetu, aby pomóc rolnikom.

- W jaki sposób?

- Wywierając nacisk na ministra rolnictwa.

- Wierzy pan, że prezydent po wczorajszej manifestacji wdroży działania mające na celu pomóc polskim rolnikom?

- Uważam, że prezydent chętnie pomoże rolnikom. Pytanie, czy sprawa nie utknie w ministerstwie rolnictwa jako instytucji oddelegowanej do tego, by koordynować sprawy rolnicze tylko dlatego, że postulaty mogą być nierealne. Bardzo pozytywnie oceniam pana Andrzeja Dudę i wierzę, że głowa państwa wie, co z tym zrobić.

- Wczorajszy protest pod Kancelarią Prezydenta był jedynie kulminacją działalności AGROunii, której liderem jest Michał Kołodziejczak. Dlaczego oficjalnie dołączył pan do „Oblężenia Warszawy” dopiero teraz?

- Pani redaktor, czy kiedykolwiek słyszała pani, że jesteśmy przeciwni protestom rolniczym?

- Nie, ale nie słyszałam też, aby wcześniej jawnie deklarował zaangażowanie w działania osób skupionych wokół AGROunii.

- W każdym proteście, który dotychczas odbywał się na terenie Polski udział brali rolnicy z OPZZ. W sytuacji, gdy podjęto decyzję, że dojdzie do protestu w Warszawie, zrobiliśmy konferencję deklarując, że przyłączamy się do niej. Od zawsze popieraliśmy wszelakie akcje mające na celu walkę o lepsze warunki życia rolników. Nie jesteśmy i nigdy nie byliśmy po stronie rządu,jeśli nie dbał o interesy rolników.

- Mówi pan, że jako OPZZ zorganizowaliście konferencję, na której powiedział pan, że jest „współorganizatorem” środowego wydarzenia. W przededniu protestu rozmawiałam z Michałem Kołodziejczakiem, który stwierdził, że nie jest pan ani organizatorem, ani współorganizatorem. Jak interpretować ten dwugłos? Czyżby na horyzoncie pojawił się konflikt?

- Daleki jest od jakichkolwiek konfliktów. Zastanawiałem się, kiedy media zaczną doszukiwać się w tym temacie jakiegoś konfliktu między nami.

- Skoro to nie konflikt, to co w takim razie?

- Zwykłe nieporozumienie. We wtorek był u mnie bardzo miły kolega pana Kołodziejczaka, który wyjaśniał, że całe to nieporozumienie będące pokłosiem mojej konferencji spowodowało, że ktoś wyżej zadzwonił zbulwersowany myśląc, iż chcemy przejąć inicjatywę pana Kołodziejczaka.

- Zostając w temacie ewentualnego przejęcia przez OPZZ inicjatywy AGROunii. Krążą pogłoski jakoby minister Ardanowski inspirował pana do „wrogiego przejęcia”. Doprawdy?

- To nieprawda. Ci ludzie są bardzo młodzi, mają czasem wybujałe ambicje. Wszyscy powinniśmy się cieszyć, że jest chociaż jedna organizacja, która wspiera działania rolników. I jesteśmy nią my. Zorganizowaliśmy autokary na wczorajszy protest, wsparliśmy pikietujących rolników, więc w takim sensie mogę nazwać się współorganizatorem. Jeżeli pan Kołodziejczak poczuł się urażony za określenie „współorganizator”, to nie chcę niepotrzebnie tego komentować. Pamiętam protesty, gdy po stronie Marka Sawickiego stały wszystkie organizacje, a Solidarność dostała prikaz od władz PiS, aby się w to włączyć. Wówczas Solidarność także mówiła, że jest współorganizatorem.

- Obrażał się pan na to?

- Absolutnie nie. Uważałem, że to wspaniałe, że wówczas przyjechało na protest do Warszawy 25 tys. osób i chcą nas wesprzeć swoją siłą.

- Niektórzy rolnicy zarzucają panu, że OPZZ nic nie robi. Dlatego pan Kołodziejczak zyskuje tak duże grono zwolenników. Jak pan zapatruje się na takie komentarze?

- Związek zawodowy, które reprezentuje robią dla rolnictwa bardzo dużo, nie koniecznie na ulicy. Być może ktoś tworzący negatywną narrację chce poróżnić mnie z rolnikami. Słychać głosy, że nasza działalność jest nastawiona na to, aby lansować się w polityce. Ja nie muszę się reklamować. Każdy mnie zna i wie, co robiłem. Kiedy Michał Kołodziejczak był dzieckiem, organizowałem z Andrzejem Lepperem największy w historii kraju drogowy paraliż. Wtedy nie nazywaliśmy tego „powstaniem chłopskim”. Gdy wychodziliśmy w dawnych czasach na ulice Warszawy, było nas 100 tys. i nie określaliśmy tego „Oblężeniem Warszawy”. Chociaż tysiące osób oblegały stolicę. Przeżyłem w swoim życiu wiele protestów i blokad. Z tego powodu mam 64 wyroki sądowe. Nie muszę się reklamować. Powiem więcej, nie pojawiłem się na wczorajszej manifestacji osobiście.

- Dlaczego?

- Nie chcę opinii, że robię sobie kampanię.

- Wspomniał pan o Andrzeju Lepperze. Wiele osób porównuje Michała Kołodziejczaka do nieżyjącego już lidera Samoobrony. Poznał pan obu. Faktycznie są podobni?

- Każdy kto zechce zorganizować protest rolniczy zostanie określony mianem Leppera. Andrzej Lepper był jedyny i niepowtarzalny. Nikt go nie zastąpi. Michał Kołodziejczak na pewno nie jest w stanie wypełnić luki po Lepperze. Obaj panowie nie mają ze sobą nic wspólnego. Porównywanie skali protestów, które niegdyś organizowaliśmy, do tego, co dzieje się teraz, to jakby porównać mrówkę do słonia. Namawiam Michała, aby nie używał określenia „powstanie chłopskie”, bo powstanie jest wtedy, gdy kraj jest pod zaborami.

- Rolnicy, którzy wyszli wczoraj na ulice Warszawy maszerując z trumną symbolizująca śmierć polskiego rolnictwa twierdzą inaczej. Ich walka o to, aby rodzime gospodarstwa nie upadały dla nich samych jest być może swoistym „powstaniem”

- Rozumiem rolników. Wiem, że sytuacja jest ciężka. Problemy trzeba rozwiązywać, ale nie wyolbrzymiając ich nazewnictwem.

- Prokuratura zarzucała panu jakiś czas temu, że wspólnie z synem skupował pan zboże, rzepak i płody rolne od rolników rzekomo za nie nie płacąc. Miał pan w ten sposób wyłudzić niemal 2 mln zł od około 40 gospodarstw. Groziło panu za to 10 lat pozbawienia wolności. Rozumiem, że sprawa została uregulowana z pozytywnym dla pana skutkiem?

- Zarzuty bardzo często stawiane są na zlecenie, a ostatnio toczę walkę z betonem postkomunistycznym w PZŁ, walczę też z patologią PSL, wcześniej domagałem się wyjaśnienia okoliczności śmierci Andrzeja Leppera etc. Skutkiem tego być może trzykrotnie skierowano do prokuratury zawiadomienia dotyczące mojej osoby. Okazało się jednak, że bezzasadnie.

- Sugeruje pan, że ktoś chciał pana zniesławić?

- Wystarczy, jeżeli powiem, że nikt mnie jeszcze nie skazał i nie obawiam się tego. Najważniejsze jest moje sumienie.

- Jest czyste?

- Owszem. Nigdy nikomu nie zrobiłem krzywdy i nigdy nic nie ukradłem.

Rozmawiała Sandra Skibniewska