Rewelacje holenderskiego dziennika „NRC” wywołały trzęsienie ziemi wśród polskich polityków. Gazeta donosi, że Radosław Sikorski otrzymuje 100 tys. dol. rocznie za doradztwo przy konferencji Sir Bani Yas. „Konferencja została utworzona ponad 10 lat temu jako sposób na prowadzenie międzynarodowej dyplomacji za pomocą »miękkiej siły«” – pisze holenderska gazeta.
Bohater całego zamieszania nie widzi w tym jednak żadnej sensacji. W liście, który skierował do wydawcy holenderskiego dziennika, odniósł się do zarzutów pod swoim adresem. Wyjaśnił, że jego obecność od 2017 r. jako członka rady doradczej jednego z najbardziej prestiżowych wydarzeń na Bliskim Wschodzie – forum Sir Bani Yas – to tylko dowód na to, że jest ceniony jako międzynarodowy ekspert, zaliczony do światowej elity polityków. Jak zapewnia, jego udział w tym wydarzeniu nie ma wpływu na sposób jego głosowania w Parlamencie Europejskim.
Partyjni koledzy stoją murem za Sikorskim. – Radosław Sikorski ma bardzo wysokie standardy przejrzystości finansów, znacznie wyższe niż te wymagane przez europarlament, i szczegółowo wyjaśnił całą kwestię. Jestem przekonany, że Sikorski nie ma nic do ukrycia. Zresztą został tam zaproszony, zanim został europosłem. W środowisku PiS nie ma osoby o takim prestiżu, jaki ma Sikorski, którego zapraszają na międzynarodowe spotkania – komentuje nam rzecznik PO Jan Grabiec.
Tymczasem obóz władzy kipi od oburzenia: - „Sikorski, lokaj z Chobielina, robi dzisiaj Polakom wstyd na całą Europę” – grzmi na swoim Twitterze wiceminister sprawiedliwości Sebastian Kaleta (35 l.). Próbowaliśmy się skontaktować z Radosławem Sikorskim, jednak nie odbierał od nas telefonu.