Na pierwszym miejscu, ku wielkiemu zdziwieniu Donalda Tuska i Jacka Protasiewicza, znalazł się Grzegorz Schetyna z przewagą prawie 3 procent nad marszałek Sejmu Ewą Kopacz. Jako ciekawostkę odnotujmy jeszcze fakt, że na trzeciej pozycji znalazł się były już premier Jerzy Buzek.
Proszę mi wybaczyć dygresję, ale fala popularności, później fala niechęci po rządach AWS i wreszcie fala społecznego uznania dla Jerzego Buzka to fenomen wart osobnych, wnikliwych analiz. Wróćmy jednak do ważniejszej obecnie postaci, do Grzegorza Schetyny. Po popadnięciu w niełaskę przy aferze hazardowej wydawało się, że jego dni są policzone. Tracił wpływy i stanowiska. Dobić miał go Jacek Protasiewicz, zabierając w ubiegłym roku fotel szefa dolnośląskiej PO. Wybory na to stanowisko Protasiewicz wygrał, ale towarzysząca temu farsa z kupowaniem głosów stanowiskami lekko skompromitowała rykoszetem samego Protasiewicza.
On sam zresztą skutecznie skompromitował się w lutym tego roku na niemieckim lotnisku, gdy pijany wykrzykiwał do urzędnika coś o nazistach. Ktoś mógłby wyciągnąć z tego wniosek, że los czy fortuna sprzyja Schetynie. Zapewne z Protasiewiczem mu nie zaszkodziła.
Czy jednak sprzyja mu teraz, kiedy silny Tusk musi zostawić fotel premiera? Z sondażu dla "Super Expressu" wynika, że najbardziej akceptowanym na tym stanowisku byłby właśnie Grzegorz Schetyna. Tyle tylko, że to jeszcze nic nie znaczy dla Tuska oprócz bólu głowy. A ból głowy stąd, że przecież ten Schetyna miał być słaby, a on wciąż postrzegany jest jako następca. Taka wańka-wstańka.
Czy Tuskowi będzie się chciało teraz wybaczyć Schetynie wszystko i do końca i zaufać mu po raz drugi? Kto wie? Jednak w zupełnie innych, ale też dużych, też silnie scentralizowanych, choć może nie całkiem legalnych organizacjach, to się nigdy nie zdarza.
Zobacz: Leszek Miller marszałkiem Sejmu za Ewę Kopacz?
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail