Sławomir Jastrzębowski

i

Autor: archiwum se.pl

Sławomir Jastrzębowski: Za mało jest ministry Muchy w telewizji

2013-08-18 10:11

Oglądam sobie telewizję, a tam jakiś namolny typ dziennikarski przed kamerami bezczelnie przepytuje ministrę (naprawdę sama chciała, żeby tak na nią mówić) sportu Joannę Muchę!

I ten normalnie żurnalista pyta, co się stało z prawie 4 tysiącami biletów na koncert Madonny na Stadionie Narodowym, które Ministerstwo Sportu kupiło sobie za 1 milion 600 tysięcy złotych NASZYCH pieniędzy! No kto te bilety dostał? Na to pani ministra (naprawdę chciała…) mówi, że to nie jego, żurnalisty, sprawa - w ładne ubierając to słowa - i że mu nie powie.

Na to ten dziennikarski uparciuch, że właśnie to jest jego sprawa, publiczna sprawa, bo z publicznych pieniędzy i on żąda. A na to pani ministra (!), żeby zapomniał dziennikarzyna, tylko że znów grzecznie do niego, aczkolwiek z nutką pewnej irytacji. I wtedy doznałem deja vu. Przecież ja tę sytuację już widziałem, tylko gdzie? I przypomniałem sobie!

W filmie "Miś" ta sytuacja już była. W szatni. Ochódzki przychodzi po płaszcz. Daje numerek, a szatniarz daje mu inny płaszcz. Uparciuch Ochódzki chce swój płaszcz, bo mu się należy, a "kierownik szatni" (naprawdę tak się przedstawił) mówi: "Niech pan nie krzyczy na naszego pracownika! Ja tu jestem kierownikiem szatni. Nie mamy pańskiego płaszcza i co pan nam zrobi???". A szatniarz dorzuca przytomnie: "Cham się uprze i mu daj, skąd wezmę, jak nie mam!". Na co kierownik szatni, wskazując na napis obok, kończy: "Tu pisze, niech pan se przeczyta".

Kamera najeżdża na ogłoszenie "Za rzeczy pozostawione w szatni szatniarz nie odpowiada". Czyżby ów napis był wielką metaforą działań niektórych ministrów obecnego rządu?