Minister powiedziała, że katolickie szkoły mogą nie zatrudnić geja lub lesbijki jako nauczycieli. W tej materii dość skomplikowane prawo europejskie może być tak właśnie interpretowane, co wydaje się oczywiście sensowne. Dodać należy, że każdy dyrektor każdej szkoły ma tysiąc powodów, żeby danego nauczyciela nie zatrudnić albo zwolnić. Nie musi mówić, że to z powodów jego preferencji seksualnych. Dodać należy także, że dla nauczyciela homoseksualisty szkoła katolicka nie jest wymarzonym miejscem pracy i nie sądzę, żeby oni sami garnęli się do pracy w takich placówkach. Logiczne argumenty minister Radziszewskiej nie przeszkadzają jednak naganiaczom rozpętać histerii. Polega ona na skrajnie wykręconej ocenie jej słów. Na przykład, że "dyskryminuje gejów, zaglądając im pod kołdrę".
I tu leży istota problemu. Homoseksualiści mówią, że ich orientacja jest taka sama jak heteroseksualna, choć inna, a tymczasem... Znany działacz Krzysztof Śmieszek chce pozwać minister Radziszewską do sądu, bo ta w programie telewizyjnym powiedziała, że jest gejem. - Nie kryję swojej orientacji seksualnej, ale to moja prywatna sprawa. Moje dobra osobiste zostały naruszone - odpowiedział na to Śmieszek. No to niby jak, Panie Śmieszek? Albo nie kryje Pan, że jest gejem, albo biega Pan urażony do sądu.
Tak się zastanawiam: czy ja mogę wygrać w sądzie z gejem, który powie, że mam żonę? Bo jak będę miał niż intelektualny, mogę poczuć się urażony, że ktoś ujawnia moje seksualne preferencje... Cóż, i straszno, i śmieszno. Premier Tusk dobrze zrobił, że nie dał się złamać temu dziwacznemu lobby i nie zwolnił minister.