Aha! Niegrzeczny wiceminister skarbu Jan Bury (PSL) dostał naganę od pana premiera. Ach ty niedobry Bury, jeszcze raz i popamiętasz! A za co wiceminister skarbu dostał po łapkach? Bo "Super Express" zaczął się przyglądać jego działaniom. Wiceminister Bury złamał sobie ustawę antykorupcyjną, która zakazywała mu ze względu na stanowisko i ewentualny konflikt interesów kupna więcej niż 10 procent udziałów spółki. A minister sobie kupił całe 50 proc.
Dopiero kiedy wiedział, że my już wiemy, to sprzedał w panice i drżączce. Trochę to niemądre, że taka osoba jak wiceminister łamie prawo, ale nie mądrzejsze nadeszło potem. Bury powiedział, że z NIEWIEDZY popełnił błąd, z NIEWIEDZY. Generalnie wydawałoby się, że jak taki facet tłumaczy się z takiej sprawy niewiedzą, to daje oczywisty dowód niekompetencji i prosi się, żeby go zwolnić. Ale przecież żyjemy w Polsce - dla niektórych miłosiernej. Akurat do tej grupy zaliczono Burego, więc premier Tusk dał mu jedynie naganę. Sam wiceminister tłumaczył się jeszcze, że udziały kupił w spółce, która nic nie robi. Czy to jest w ogóle mądre kupować udziały w spółce, która nic nie robi?
A premier Tusk dodał publicznie, że Bury udziały kupił za liche 600 zł, więc o co ta cała heca i czepianie się? A tymczasem my jesteśmy, po pierwsze, pewni, panie premierze, że nie za 600 zł, bo jeden udział kosztował 600 zł, a Bury kupił ich za 30 tysięcy, poza tym spółka, w której udziały miał wiceminister, miała podobno zajmować się handlem energią, czyli czymś, czym teraz Jan Bury zajmuje się jako urzędnik. Chyba nagana nie zamyka więc sprawy?
Tymczasem upał, gorąco i te lody. Kręcą te lody, kręcą...