Mam przed sobą zarządzenie Sądu Okręgowego w Warszawie, VII Wydział Cywilny i Rejestrowy. Moja znajoma chciała zostać redaktorem naczelnym czasopisma. Złożyła dokumenty, a od warszawskiego sądu otrzymała zarządzenie żądające ich uzupełnienia. Sąd żąda od niej m.in. oświadczenia, że "nie była skazana za zbrodnie przeciwko podstawowym interesom politycznym i gospodarczym Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej"!!! I jeżeli ona przez tydzień nie podpisze tego oświadczenia, to nie zostanie zarejestrowana jako naczelna. Tylko że ona nie podpisze. Ja też bym nie podpisał. Niby kto ma takie rzeczy, podsuwane przez sąd porządnym ludziom, podpisywać? Kto?
Idąc rozumowaniem warszawskiego sądu okręgowego (czyli jednego z najważniejszych w tym kraju), redaktorem naczelnym teoretycznie nie powinien zostać żaden opozycjonista. Ciekawe, czy np. Adam Michnik, skazywany za działalność opozycyjną, byłby według warszawskich sędziów nieakceptowalnym kandydatem na redaktora naczelnego?
Mam nadzieję, że cała opisywana przeze mnie sprawa to tylko przykra pomyłka sądu. Że sędziowie nie są jednak wiernymi strażnikami czystości wobec "politycznych i gospodarczych interesów Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej", choć są tacy, którzy wobec części tego środowiska wysuwają podobne supozycje. Swoją drogą, jeśli takie - mam nadzieję - pomyłki zdarzają się w takim sądzie, to minister Jarosław Gowin ma jeszcze sporo pracy.