Sławomir Jastrzębowski: Rada Etyki Mediów i inne głuptasy

2012-01-17 3:00

Misją dziennikarzy jest pomaganie światu przez publikowanie informacji i zdjęć. Brutalnie pokazując i diagnozując świat, inicjujemy proces leczenia. Aparaty fotograficzne i pióra są dziennikarskimi bandażami, skalpelami, kroplówkami. Co jednak zrobić, jeśli tejże misji nie rozumieją, jeśli umysłowo nie radzą sobie z nią sami dziennikarze?

Oto nadwątlonego autorytetu Rada Etyki Mediów po raz kolejny kompromituje się, oświadczając: "Zamieszczając na stronie tytułowej i wewnątrz numeru zdjęcie prokuratora wojskowego płk. Mikołaja Przybyła w kałuży krwi po próbie samobójczej, »Super Express« (10 stycznia 2012) drastycznie naruszył normy etyczne obowiązujące dziennikarzy, a zwłaszcza zasadę poszanowania ludzkiej godności". Serio? Zostawmy na boku fakt, że w tym przypadku chodzi raczej o błazeńskie samookaleczenie niż o próbę samobójczą. Zajmijmy się światowymi standardami poszanowania ludzkiej godności. Członkowie Rady Etyki Mediów powinni wiedzieć, że najważniejsze na świecie, zaszczytne nagrody World Press Photo zdobywały zdjęcia płonącego mnicha samobójcy, samobójcy w trakcie skoku z wieży w Budapeszcie, zabijanego i zabitego na oczach fotoreportera i kamerzysty Wietnamczyka, ciała odgrzebanego w Indiach dziecka, Afganki okrutnie okaleczonej przez obcięcie nosa, skąpanej we krwi, pobitej w czasie zamieszek Iranki czy stosy trupów na Haiti. Czy według REM te wstrząsające obrazy naruszają ludzką godność? Czy według REM nie powinny być publikowane? Czy mam rozumieć, że REM potępi World Press Photo? Jeśli nie, to czemu REM potępia zdjęcie prokuratora? REM nie jest w stanie odpowiedzieć na te pytania, ponieważ konieczny byłby logiczny wywód. W zderzeniu z przedstawionymi przeze mnie argumentami o nagradzanych zdjęciach taki wywód nie jest możliwy. Możliwa jest natomiast autokompromitacja i prezentowanie przez REM dziecięcej nieznajomości świata.

Ta umysłowa łatwizna to pożywka dla innych publicystycznych nygusów. Weźmy takiego Cezarego Łazarewicza z "Polityki". Potępił kamerzystę, który filmował zajście z błaznującym prokuratorem. Jego zdaniem dziennikarze powinni ratować prokuratora, a nie robić to, co jest ich zawodem. Po pierwsze, niby jak ratować faceta z przestrzelonym policzkiem? Plastrem zakleić, korkiem zatkać? Po drugie, nie ratuj, jeśli możesz zaszkodzić. Od ratowania są lekarze, dziennikarze zatelefonowali po pogotowie i zrobili to, na co prokurator liczył - pokazali światu jego występ. Wreszcie i mnie dostało się od Łazarewicza po nazwisku. Napisał, że publikując zdjęcie prokuratora, pokazałem, że brakuje mi kompetencji (niech ktoś w "Polityce" wyjaśni Łazarewiczowi znaczenie słowa) i że dotychczas musiałem decydować wyłącznie, czy pokazywać gwiazdę w negliżu, czy ubraną. Osobiste przytyki uważam za uzasadnione, jeśli jest w nich jakiś pomysł, jakaś forma, koncept, błysk. Instrument pod czaszką Łazarewicza takich dźwięków nie wydobędzie.

W gronie krytykantów "Super Expressu" znalazł się także red. Tomasz Terlikowski. Po opublikowaniu zdjęcia prokuratora Przybyła napisał: "Super Express bawi się pornografią śmierci". Rozumiem, że katolicki publicysta krytykuje nas za biuściaste panie, ale na litość boską, jakiej śmierci? Zastrzelony został policzek! Mamy urządzić policzkowi pogrzeb z księdzem? Reasumując, kwestia odpowiedzialności mediów jest sprawą zbyt ważną dla opinii publicznej i środowiska, żeby powierzać ją nieznającym historii fotografii dyletantom z Rady Etyki Mediów.