Oto słowa premiera z konferencji prasowej: "Jeśli chodzi o panią minister, raport nie pozostawia wątpliwości, że nadzór nad Narodowym Centrum Sportu jest rozproszony. Raport stwierdza jednak, że ten niewystarczający nadzór ministra sportu nad NCS nie miał związku z wpadką podczas meczu. Będę oczekiwał od pani minister podjęcia działań naprawczych. Czyli zbudowanie nadzoru w ministerstwie, który wykluczy przyszłe wpadki". Jeśli ktokolwiek cokolwiek z tego rozumie, to poproszę o kontakt. Bo ja słucham premiera i jego słowa rozumiem tak: "rozproszony" nadzór to po prostu zły nadzór, czyli brak nadzoru. Dalej, zły nadzór pani minister nie miał - według Tuska - wpływu na wpadkę na Narodowym, ale jednocześnie premier każe poprawić nadzór pani minister, żeby nie było w przyszłości takich wpadek. Przecież to logiczna bzdura! Jeżeli zły nadzór nie miał wpływu na wpadkę na Narodowym, to nie ma co naprawiać (budować) nadzoru. A jeżeli miał (a owszem, miał!), to za ten beznadziejny "rozproszony" nadzór jest odpowiedzialna pani Mucha, gdyż jej podlega NCS i do widzenia, bye, bye! Po tej nadzwyczaj pokrętnej mowie premiera odezwali się jednak klakierzy, twierdząc, że decyzja z zostawieniem ministry Muchy jest wspaniała i w zasadzie wiekopomna. Przypomniała mi się więc bajka Andersena "Nowe szaty cesarza". Oszukiwany przez krawców król chodził goły, a klakierzy podziwiali jego rzekomo piękne szaty. Dopiero dzieciak spojrzał i wykrzyknął niewygodną prostą prawdę: "Król jest nagi"! Otóż dziś w tej sytuacji dzieciak wykrzyknąłby: "Mucha się nie zna na sporcie i zarządzaniu sportem i do widzenia bye, bye". Panie premierze, jeśli Pan nie czytał Andersena, to ja podeślę. Kształcąca lektura.
Sławomir Jastrzębowski o Joannie Musze: Premierze Tusku, poczytać Panu Andersena?
2012-10-25
10:36
Ministra (bo przecież nie minister) sportu Joanna Mucha podała się do dymisji w związku ze skandalem na zalanym wodą Stadionie Narodowym. Premier Donald Tusk dymisji nie przyjął i uzasadnił to w sposób wart odnotowania.