Taki podam prosty przykład. Jak ja miałem u siebie malarza, co nasączał się permanentnie i nie za regularnie stawiał się do pracy, to ja się z nim pożegnałem i wziąłem sobie nowego malarza. Staremu na pożegnanie powiedziałem: malarzu, żegnam się z tobą, ponieważ pijesz nadmiernie i nieregularnie malujesz. On kiwnął głową i rozstaliśmy się normalnie, pozorując sympatię. Nowemu malarzowi powiedziałem: malarzu, oczekuję od ciebie, że rzetelnie będziesz malował i nie koncentrował się w pracy na innych zajęciach. On kiwnął głową i się zastosował. Proste zasady. Każdy wie, o co chodzi. Ale o co chodzi premierowi Tuskowi?
Wymieniając ministrów, powiedział tym, których pożegnał, że bardzo jest z nich zadowolny. Ani słowa o tym, że któryś na przykład za dużo pił albo nieregularnie malował. To ja się pytam: jak oni byli tacy dobrzy, to po co ich wymieniać? Bo gdyby chociaż premier powiedział tym nowym ministrom: ministrowie, oczekuję od was, że w odróżnieniu od tych starych Tymczasem nie, nie padło ani jedno słowo, które mogłoby wskazywać nowym ministrom i nam, co mają robić, aby odróżniać się w pracy od starych. Podsumowanie jest proste, skoro zmieniono ministrów nie wiadomo dlaczego, to obawiam się, że będzie tak samo, jak było. Więc ładne to było przedstawienie, ale oznacza wyłącznie zmarnowany czas.
Zobacz: Ksiądz Irek ojcem małego Kubusia! Testy DNA rozwiały wątpliwości