Teraz jednak nikt, ale to nikt przed tą podłą prokuraturą go nie broni! Nawet ten brodaty dziennikarz "Polityki", który w tymże tygodniku twierdził, że ja osobiście powinienem pójść do więzienia za ujawnienie opinii publicznej fragmentów taśm z Piesiewiczem.
Zrobił wtedy specjalną audycję w radiu i zastanawiał się z profesorem prawa, czy można mnie posadzić do więzienia. Chwilowo jestem na wolności, Piesiewiczowi grożą 3 lata więzienia, a brodaty dziennikarz już go nie broni! W biedzie to jednak człowiek zawsze sam... Również powszechnie znany blondyn dziennikarstwa polskiego teraz nie stanął w obronie senatora. A jeszcze nie tak dawno, przed wyborami, osobiście wystawiając laurkę senatorowi, takie zaczernił zdania "Czy Piesiewicz powinien kandydować? Odpowiadam - ma obowiązek". Hm. Zasłanianie się immunitetem przed prokuratorem to był według blondyna obowiązek senatora?
Tymczasem sytuacja Piesiewicza nie jest bardzo dobra. Nie przyznaje się do winy, ale świadkowie obciążają go konsekwentnie. Obciąża go też film, na którym jako jedyny znany mi Europejczyk wciąga lekarstwa nosem. Zapewne okolicznością łagodzącą nie będzie fakt odmowy przekazania przez senatora włosów do badań na obecność w nich śladu narkotyków. A ja tak sobie myślę, czy gdyby senator przyznał się do winy i powiedział, co wie, to czy zatrzęsłyby się w posadach nasze zażywające lekarstwa elitki, czy też bardzo by je przetrzebiło?