Jak wiadomo, ulubionym pisarzem Janusza Palikota jest Witold Gombrowicz. A ulubionym zajęciem Gombrowicza było robienie czytelników w konia.
Gombrowicz prowokator zmuszał do rewidowania tradycji, obalania myślowych schematów, podważania pojęć takich jak patriotyzm czy polskość i trzeba przyznać, że nieźle się przy tym bawił. Mieszając kpinę z wzniosłością, eksperymentując trochę z nudów, co mu z tego wyjdzie, cały czas akcentował niedojrzałość jako wartość. Więc... Odnoszę wrażenie, że Janusz Palikot bawi się swoimi wyborcami, że po cichu musi mieć wielką uciechę, że zrobił w konia tych, których niby najtrudniej wyprowadzić w pole, młodych, wykształconych. Kupili jego happeningi, hasła, jego - proszę wybaczyć - zbieraninę, która w dużej części zasiądzie z Sejmie.
Mało, że wyborcy Palikota to kupili, to jeszcze myślą, że to na poważnie. Tymczasem Janusz się bawi. Właśnie wygrywa w grze "Rozmontuję sobie SLD". Napieralskiemu głowę już ściął, a teraz może się zająć podkupywaniem pionków. Ciekawa jest przy tym bezradność innych graczy na politycznej scenie i myślowy bezwład mediów. Całkiem poważne pytanie brzmi, czy Palikot zechce zostać tylko sui generis małpą żonglującą sprawnie chwytliwymi hasłami, czy też coś z niego wyrośnie. A jak wyrośnie, to niby co? Z cygarowego biznesmena lewicowy przywódca?