Sławomir Jastrzębowski: Bo esbek nie przesłuchał Kaczyńskiego i Ziobry!

2011-08-05 10:33

Jak to się mogło stać? Jak komisja śledcza pod przewodnictwem Andrzeja Czumy (PO) mogła nie udowodnić, że Kaczyński i Ziobro oraz jego ludzie, gdy byli przy władzy, nie wywierali żadnych niezgodnych z prawem nacisków na przykład na prokuratorów i służby specjalne? Przecież różne media skutecznie wbiły już ludności do głów, że ta okropna dwójka nadużywała państwa, a tu wczoraj Andrzej Czuma ogłasza, że jego komisja kończy działalność z pustymi rękoma. I że nie uda się ani Kaczyńskiego, ani Ziobry wsadzić do Trybunału Stanu.

Takie rozczarowanie dla tych różnych w elity przebranych! Pewnie ich w weekend alkohol na smutno pozbawi świadomości... Powiem nieskromnie, że od początku przeczuwałem, że tych dwóch PiS-owców może się komisji sprytnie wywinąć.

Po pierwsze nazwa. Tak zwana komisja do spraw nacisków miała nazwę złożoną z pięćdziesięciu wyrazów (!), więc nawet najświatlejsze umysły nie mogły się zorientować, co ona dokładnie ma robić. Zupełnie inaczej byłoby, gdyby komisja nazywała się normalnie, po bolszewicku: Komisja przeciw Kaczyńskiemu i Ziobrze. Ale niestety...

Po drugie i ważniejsze, utrącono ważnego eksperta komisji. Ekspertem Komisji przeciw Kaczyńskiemu i Ziobrze, tfu, przepraszam! - komisji do spraw nacisków oczywiście, kierowanej przez człowieka PO, został regularny esbek Jerzy Stachowicz. Esbeka szczegółowo opisał "Tygodnik Powszechny" w 2008 roku.

Pan Stachowicz przesłuchiwał opozycjonistów w Krakowie w roku 1985 tak skutecznie, że nadawali się do leczenia psychiatrycznego, a jeden z jego podopiecznych popełnił potem samobójstwo. Kiedy prawda o ekspercie esbeku wyszła na jaw, przestał być już ekspertem komisji. I nie mógł niestety przesłuchać ani Kaczyńskiego, ani nawet Ziobry. A miał łobuz takie swoje sposoby, żeby się może i sami przyznali!