Chociaż ma wyrok i 31 sierpnia powinien stanąć przed bramą więzienia, to ani o tym śni. Zbigniew Stonoga chce dowieść swojej niewinności, bo jak przekonuje, sprawa, za którą ma teraz trafić za kratki, została już kilka lat temu rozstrzygnięta na jego korzyść. - Zostałem uniewinniony i wyrok się uprawomocnił, bo nie było apelacji. Dopiero po rozpoczęciu mojej działalności politycznej, ujawnieniu stenogramów z afery taśmowej, prokuratura niespodziewanie zdecydowała się wnioskować o wznowienie postępowania - wyjaśnia w rozmowie z "Wprost". Jak mówi wszystko załatwiono błyskawicznie, do tego stopnia, że na pół godziny przed rozpoczęciem apelacji zmieniono skład sędziowski. O tym, że ma stawić się w areszcie nie chce nawet myśleć. Jak przyznał woli popełnić samobójstwo! - Albo ten wyrok zostanie skasowany, albo włożę sobie granat do ust, pójdę do tego wydziału i dokonam wyroku na sobie i tych moralnych prostytutkach - grozi biznesmen. Czy to tylko takie straszenie? Nie wiadomo, wszak Stonoga jest uparty i dąży do wyznaczonych celów. Ostatnio złożył już oficjalnie prośbę do prezydenta Dudy o ułaskawienie.
Stonoga tłumaczy, że będzie walczył o swoje prawa. Jak przyznał, liczy na to, że już niedługo jego partia będzie silniejsza, a już jesienią jej przedstawiciele trafią do Sejmu: - Wprowadzimy ludzi do Sejmu i zrobimy porządek - zapowiedział biznesmen.
Sprawdź: Stonoga prosi Dudę o UŁASKAWIENIE