Początkowo wszystko wyglądało śmiertelnie poważnie. - Zakaz handlu w niedziele w Polsce nabija kieszenie niemieckim sklepom, producentom i pracownikom - przekonywał Petru w Szczecinie. - 10 kilometrów od granicy niemieckiej jest duże centrum handlowe w miejscowości Locknitz i zrobimy tam zakupy. Tam dziś są otwarte sklepy, są otwarte sklepy m.in. dla Polaków, bo Polacy dziś zakupów w Polsce robić nie mogą - opowiadał lider partii Teraz!.
Jak obiecał, tak zrobił. Poseł dziarsko ruszył za granicę. Z relacji PAP wynika, że jego współpracownicy najwyraźniej nie dopięli jednak wszystkiego na ostatni guzik, bo... sklepy były zamknięte! Trzeba jednak uczciwie oddać: z informacji umieszczonych przy centrum handlowym jasno wynikało, że pracuje w niedziele. Ta niedziela to jednak uroczystość Zesłania Ducha Świętego, która ma przypominać o obdarowaniu uczniów Jezusa Duchem Świętym. W związku z tym, nawet niemieccy pracownicy najwyraźniej chcieli mieć wolne.
Jak nietrudno się domyślić, wpadka Ryszarda Petru wywołała falę kpin w mediach społecznościowych. Internauci - w tym dziennikarze i politycy - śmieją się, że „gdyby Ryszard Petru nie istniał to ktoś musiałby go wymyślić”. „Ale jakby ktoś kiedyś kręcił komedię Gang Petru i umieścił tam scenę wyjazdu do Niemiec na zakupy w Zielone Świątki, to krytycy by pisali że przerysowane” - napisał jeden z obserwatorów.
Niestety, sam Ryszard Petru nie skomentował swojej wtopy. Wybrał się za to do innego sklepu. Zakupy udało się zrobić w innej przygranicznej miejscowości.