"Super Express": - Jak ocenia pan szanse Jacka Saryusz-Wolskiego na zostanie przewodniczącym Rady Europejskiej?
Ryszard Czarnecki: - Nie będę się wypowiadać na temat szans tej kandydatury, nie komentuję medialnych spekulacji. Mogę natomiast porozmawiać o samej osobie Jacka Saryusz-Wolskiego. To człowiek o olbrzymim doświadczeniu, jeżeli chodzi o integrację europejską. Tematyką EWG zajmował się kilkadziesiąt lat jako nauczyciel akademicki. Jest bardzo dobrym europarlamentarzystą, powszechnie znanym i szanowanym. Jest wiceszefem Europejskiej Partii Ludowej.
- W ustach polityka PiS takie komplementy wobec eurodeputowanego Platformy Obywatelskiej mogą zaskakiwać?
- Pan Jacek Saryusz-Wolski zawsze grał w interesie polskim, a nie w interesie partyjnym. I stąd moje głębokie uznanie dla niego.
- Nie chce pan komentować spekulacji, jednak jedno spekulacją nie jest - PiS na pewno nie poprze kandydatury Donalda Tuska na przewodniczącego Rady Europejskiej.
- Jeszcze raz powtarzam, że o Jacku Saryusz-Wolskim mówię jako o osobie, na pewno nie w kontekście tych spekulacji. Natomiast co do Donalda Tuska - w październiku 2015 roku poparł kwoty dla uchodźców na poszczególne kraje. Chciał nas więc uszczęśliwić tysiącami imigrantów. Poparł wyniki szczytu, gdzie na kwoty imigrantów zgodziła się ówczesna premier Ewa Kopacz. W maju ubiegłego roku poparł propozycję UE, by karać kraje, które nie wpuszczą imigrantów, karą 3 milionów euro za każdego nieprzyjętego uchodźcę. W praktyce oznaczałoby to, że Polska musiałaby zapłacić miliardy euro. To chyba wystarczające argumenty, by go nie popierać. Ponadto w ponad sześćdziesięcioletniej historii Wspólnoty - czy to Europejskiej Wspólnoty Węgla i Stali, czy to Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej, czy Unii Europejskiej - Tusk był pierwszym politykiem, który starając się o wybór na wysokie stanowisko unijne, w ogóle nie zabiegał o poparcie własnego kraju.
- Właśnie, dlaczego tego nie robił?
- Być może uznał, że jego kariera zależy od obcych, nie od głosu Polaków. Poza tym jestem 13 rok eurodeputowanym, wcześniej byłem ministrem ds. europejskich i nie pamiętam sytuacji, w której kandydat na najwyższe stanowiska w UE angażuje się w ataki na własny kraj. To jest wbrew prawu unijnemu, które zakazuje zabierania głosu przez najwyższych unijnych urzędników w sprawach kraju, z którego pochodzą.