"Super Express": - Mówi się, że Donald Tusk może zostać przewodniczącym Rady Europejskiej. Czy to możliwe?
Ryszard Czarnecki: - Jestem teraz w Strasburgu, gdzie w ogóle się o tym nie mówi, podobnie jak w Brukseli. Słychać o tym w Warszawie, co jest dość charakterystyczne. Ja jestem entuzjastą kandydatury Tuska i osobiście zrobię wszystko, żeby został szefem RE. Namówię na to również PiS. Nie ma takiej ceny, której nie warto by zapłacić za jego eksport z Polski. Myślę, że jak uwolni Polaków od swojego premierowania, będzie to najlepsza wiadomość ostatnich lat.
- Rafał Grupiński w TVP Info stwierdził, że Tusk może być jednocześnie szefem rządu i przewodniczącym RE. Czy to fantastyka polityczna?
- Praktyka polityczna jest inna. Do tej pory była jedna kadencja szefa Rady i to stanowisko piastował były, a nie urzędujący premier Belgii. Co charakterystyczne, w tej sprawie głos zabierają polscy dziennikarze, polscy politycy, ale nie mówi o tym nikt, kto miałby go na tę funkcję wybierać. To samo w sobie jest trochę podejrzane.
- Unijni politycy nie wspominają o Tusku?
- Codziennie spotykam się z europosłami z innych krajów i żaden z nich nie zadał mi pytania o Tuska. Ta sprawa żyje tylko w polskich gazetach. Gdyby to była poważna kandydatura, to polskie media by o niej nie mówiły, ponieważ takie rzeczy trzyma się pod kloszem do ostatniej chwili. A jeśli już wyszłaby na światło dzienne, to mówiliby o niej również zagraniczni politycy. A tego nie robią.
- To zagranie obliczone na wzrost sondaży?
- To kwestia odwrócenia uwagi od realnych problemów ekonomicznych i wizerunkowych. Tusk chce przetrwać po aferze taśmowej i takie gadki o szefostwie w RE są jednym ze sposobów na przetrwanie na zasadzie: jeśli ktoś jest w grze, nie warto go skreślać.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail