"Super Express": - Dlaczego śledztwem w sprawie tragedii smoleńskiej interesuje się amerykański ekspert, współpracujący z Kongresem i FBI?
Dr Harvey Kushner: - Śledztwo w tej sprawie nie jest wyłącznie polską czy polsko-rosyjską sprawą. Polska nie jest odosobnioną wyspą. To członek NATO. I z oczywistych względów przejrzyste i uczciwe śledztwo w sprawie śmierci prezydenta, ministrów i wielu polityków takiego kraju jest sprawą całego NATO oraz Stanów Zjednoczonych. Nie możemy obudzić się za jakiś czas bez odpowiedzi na pytanie, co tak naprawdę wydarzyło się 10 kwietnia 2010.
- Specjalizuje się pan w kwestiach dotyczących terroryzmu. Strona rosyjska zdecydowanie wykluczyła możliwość zamachu...
- Nie zajmuję się wyłącznie terroryzmem, ale choćby bezpieczeństwem lotów. Uważam jednak, że na początku śledztwa nie można wykluczać żadnej z potencjalnych przyczyn. Dziś wciąż nie mamy wystarczających dowodów, aby przesądzać, czy była to usterka techniczna, błąd pilota czy zamach. Muszę przyznać, że dziwię się daleko idącym wnioskom strony rosyjskiej, zgłaszanym już w pierwszych tygodniach. Standardy przewidują w takich sytuacjach zachowywanie wszystkich możliwości jako wiarygodnych, dopóki nie znajdziemy dowodów wykluczających jakiś trop. Ktoś odpowiedzialny za słowo nie może już dziś deklarować, że wie, jakie były przyczyny.
- Po katastrofie rozgorzała w Polsce dyskusja, jak postępowałyby władze USA, gdyby w wypadku zginął prezydent Stanów. Pytam więc eksperta: jak?
- Po pierwsze, amerykańskie władze chciałyby dotrzeć ze swoimi ekspertami jak najszybciej na miejsce katastrofy. Następnie naciskałyby na to, by być wiodącą stroną śledztwa. Nie do pomyślenia byłoby odstąpienie od współprowadzenia dochodzenia, pełnego wglądu w materiały. Poruszono by niebo i ziemię, by uzyskać od Rosjan kluczowe dowody i mieć na miejscu amerykańskich śledczych. I nie chodzi tu nawet o tragedię, w której ginie prezydent i istotni politycy. Przy takich rozmiarach katastrofy działoby się tak nawet wtedy, gdyby był to zwykły lot z turystami. Mogę podać przykłady takich działań z przeszłości. Po katastrofie pasażerskiego boeinga w 1988 r. w Lockerby prowadzono wspólne śledztwo z Brytyjczykami. Co więcej, nawet Rosja otworzyła w przeszłości swoje granice po naciskach Londynu i wpuściła brytyjskich ekspertów prowadzących dochodzenie na jej terenie. Polska powinna być zdecydowanie bardziej aktywna, gdyż to, co się dzieje, odbiega od standardów międzynarodowych.
- Widział pan część dowodów w sprawie, przyglądał się rosyjskiemu śledztwu. Jak pan je ocenia?
- Jako niechlujne. I nieprzejrzyste. Zwróćmy uwagę, jak potraktowano wrak samolotu, kluczowy element tego śledztwa. Nie powinno nas to jednak zaskakiwać, kiedy przypomnimy sobie wiele innych istotnych śledztw w Rosji. Niepokoją jednak słabe naciski Polski na władze Rosji w sprawie przekazania kluczowych dowodów.
- Na amatorskim filmie zaprezentowanym w programie "Misja specjalna" w TVP widać elementy samolotu cięte piłą, demolowane przez żołnierzy...
- To jest coś niebywałego. Zabezpieczenie szczątków nie wymaga wielkich nakładów. Tymczasem nie tylko nie zostały one przewiezione w odpowiedni sposób, ale są trzymane niemal pół roku pod gołym niebem! Jakim cudem można w tej sytuacji stawiać poważne hipotezy?
- Czy te zaniedbania mogą zaszkodzić polskiemu śledztwu?
- Mogą utrudniać dochodzenie do prawdy, ale nie muszą go zaprzepaścić. W Stanach prowadziliśmy już śledztwa, bazując na znacznie bardziej zniszczonych i zdekompletowanych szczątkach. Tu szokujący był też brak zabezpieczeń na miejscu tragedii, gdzie turyści wykopywali kolejne szczątki. Nie wiem też, na ile można na razie mówić o polskim śledztwie. Pomimo pięciu miesięcy i zapewnień, wiele istotnych dowodów wciąż nie trafiło w ręce polskich prokuratorów i ekspertów: sam wrak samolotu, czarne skrzynki, szczegółowy zapis rozmów na wieży, dane lotniska w Smoleńsku, dokumenty i sprzęt osób znajdujących się na pokładzie. Wypada mieć nadzieję, że strona rosyjska przekaże to wszystko stronie polskiej. Na razie jest to jednak śledztwo budowane na nadziejach.
- Wielu polityków i publicystów zarzuca krytykom niecierpliwość. Podkreślają, że dochodzenie do prawdy może w takich przypadkach trwać latami. Z drugiej strony rosyjska komisja MAK dość szybko przestała mieć wątpliwości i po pięciu miesiącach przystąpiła do pisania końcowego raportu.
- Nie ma tu żadnej reguły. Niekiedy śledztwo trafia na właściwy trop i nie musi trwać długo. Niekiedy może trwać jednak całe lata. W tym przypadku nikt nie krytykuje przecież faktu, że nie ma jeszcze ostatecznych wniosków, tylko zaniedbania i brak współpracy. Widzimy, że tu sprawa może potrwać dłużej, bo zaangażowane w nią są dwa kraje, na których kontaktach zaważyła historia.
- Współpracuje pan z kongresmanem Kingiem, który złożył w Izbie Reprezentantów w USA rezolucję w sprawie powołania międzynarodowej komisji badającej tragedię smoleńską. Wiele podobnych rezolucji jest tylko gestem. Czy ta ma szansę wejść w życie?
- Zdecydowanie tak. Po listopadowych wyborach w USA republikanie mają szansę odzyskać większość w Izbie Reprezentantów. W takim przypadku szefem komisji spraw zagranicznych zostanie Ileana Ros-Lehtinen z Florydy, która ma w sprawie badania katastrofy smoleńskiej poglądy zbliżone do autora rezolucji. Pete King ma zresztą zostać szefem szalenie istotnej komisji ds. bezpieczeństwa wewnętrznego. Z tego punktu widzenia wynik tych wyborów może być także istotny dla Polski i kontaktów naszych krajów.
Dr Harvey Kushner
Ekspert ds. terroryzmu i bezpieczeństwa, autor ekspertyz na zlecenie kilkunastu rządów, ONZ, US Army i FBI, wykładowca Akademii FBI w Quantico