"Super Express": - Państwowa Inspekcja Pracy wypowiada wojnę umowom śmieciowym. To aż taki problem, że trzeba z nim walczyć do upadłego?
Roman Giedrojć: - Od lat PIP, ale i ja osobiście mówimy o tym, że skala nadużyć polegających na zawieraniu umów cywilnoprawnych, gdy powinna to być umowa o pracę, jest sprawą, którą trzeba rozwiązać. W Polsce ponad 1,3 mln osób pracuje na umowach-zleceniach i umowach o dzieło, a ponad 1,1 mln to samozatrudnieni.
- Podobno ludzie chcą pracować na śmieciówkach lub być samozatrudnionymi, bo dzięki temu więcej zarabiają.
- Według badań 80 proc. zatrudnionych na tzw. umowach śmieciowych i ponad 50 proc. samozatrudnionych chciałoby pracować na umowie o pracę. A od lat obserwujemy, że przedsiębiorcy, by obniżyć koszty pracy, coraz częściej zmuszają zatrudniane osoby do pracy na umowach cywilnoprawnych lub do zakładania własnej działalności. Szacujemy, że ok. 10 proc. osób posiadających umowy cywilnoprawne pracuje na podstawie umowy o dzieło, która de facto jest niewolnictwem. Pozbawia bowiem jakichkolwiek praw pracowniczych - od gwarantowanego minimalnego wynagrodzenia, przez płatne urlopy, po zasiłki chorobowe. Takiego rozwiązania nie stosuje się w żadnym innym kraju UE. Ten, który wykonuje pracę najemną, musi być ubezpieczony, także od ewentualnego wypadku przy pracy.
- Najlepszym sposobem, żeby ten patologiczny stan rzeczy zmienić, nie byłaby przypadkiem całkowita likwidacja umów śmieciowych?
- Nie jestem zwolennikiem takiego rozwiązania. Umowy cywilnoprawne są też potrzebne, i wielu osobom odpowiada taka forma zatrudnienia. Problem polega jednak na tym, że np. na dzieło zatrudnia się nawet osoby pracujące przy taśmie produkcyjnej. W mojej wieloletniej praktyce inspektorskiej spotykałem się z sytuacjami, kiedy przy jednej taśmie obok siebie stały osoby wykonujące pracę na podstawie umowy o pracę, umowy-zlecenia i umowy o dzieło. To patologia, z którą trzeba walczyć. A można z nią walczyć tylko przy dużej determinacji państwa.
- Wziąwszy pod uwagę, że mamy najbardziej uśmieciowiony rynek pracy w UE, widać, że państwu tej determinacji jednak brakowało.
- Prawdą jest to, że w innych krajach UE - zarówno "starej", jak i "nowej" Unii - ta determinacja jest ogromna. Prawdą jest też to, że w Polsce nadal opłaca się kombinować. Niestety, możliwość nakładania kar przez PIP - w oparciu o 13 różnych ustaw! - jest ograniczona, także pod względem wysokości. Co to bowiem za kara dla nieuczciwego pracodawcy, jeśli wynosi ona maksymalnie 2 tys. zł, a w przypadku recydywy 5 tys. zł? Ale taki mandat od inspektora pracy trzeba jeszcze przyjąć. Jeśli pracodawca odmówi, sprawa trafia do sądu, który może nałożyć karę w wysokości maksymalnej 30 tys. zł. Zdarza się to jednak niezwykle rzadko. Osobiście znam jeden przypadek ukarania pracodawcy grzywną w wysokości 30 tys. zł.
- A może jest tak, że większość umów śmieciowych jest właściwa?
- Większość tych umów zawierana jest w warunkach właściwych dla umowy o pracę i powinna być przekształcona w umowy o pracę.
- Jak pracownik ma wiedzieć, czy powinien mieć prawo do umowy o pracę?
- Jeśli praca wykonywana jest przez niego osobiście, pod nadzorem i kierownictwem pracodawcy, w wyznaczonym miejscu i czasie, za wynagrodzeniem, to jest to praca najemna, a osoba ją wykonująca powinna posiadać umowę o pracę.
- PiS przy wsparciu PIP i Solidarności chce zmian w uprawnieniach inspektorów pracy. Jeśli w czasie inspekcji stwierdziliby oni, że pracownik powinien być zatrudniony na umowę o pracę, to inspektor mógłby z automatu przekształcić śmieciówkę w etat. Dlaczego to taki dobry pomysł?
- Dziś wygląda to tak, że kiedy inspektor pracy stwierdzi, że w grę wchodzi stosunek pracy, występuje do pracodawcy bądź przedsiębiorcy z wnioskiem lub poleceniem przekształcenia umowy-zlecenia czy o umowy o dzieło w umowę o pracę. Jest to jednak najbardziej efektywny obecnie środek zamiany nieuprawnionych umów cywilnoprawnych w umowy o pracę. Rocznie, dzięki naszym działaniom od 8 do 10 tys. osób zatrudnionych na podstawie umów cywilnoprawnych uzyskuje umowy o pracę. Jeśli pracodawca odmówi, wówczas inspektor pracy idzie ze sprawą do sądu pracy. Wtedy efekt bywa różny...
- Przy wspomnianej skali tego zjawiska to absolutny margines.
- Proces sądowy trwa zwykle długo. A im większe miasto, tym większy problem. Zdarza się tak, że sąd pracy wydaje wyrok po kilku latach. Tymczasem roszczenia ze stosunku pracy przedawniają się po 3 latach... Co więcej, zdarza się niejednokrotnie, że gdy zapadnie wyrok korzystny dla pracownika, jego pracodawcy już dawno nie ma, bo albo zwinął biznes lub się przekształcił w nową firmę.
- Wspomniany pomysł ma szansę to zmienić?
- Zdecydowanie tak. Jeśli inspektorzy pracy uzyskają prawo wydawania nakazów przekształcenia umów cywilnoprawnych w umowy o pracę, efekt społeczny naszych działań będzie zdecydowanie bardziej odczuwalny. Będzie szybciej, taniej i skuteczniej. Gdy pracodawca nie zgodzi się z decyzją inspektora pracy, będzie mógł się odwołać do sądu. To rozwiązanie na pracodawcę przenosi ciężar udowodnienia, że jest to umowa cywilnoprawna, a nie umowa o pracę. Uczciwi pracodawcy przyjmą je z aprobatą, ponieważ wyeliminuje się w ten sposób nieuczciwą konkurencję, która żerując na tzw. śmieciówkach w pogoni za zyskiem, omija i łamie prawo, nie ponosząc kosztów zatrudnienia pracowników.
- Środowiska przedsiębiorców zwracają uwagę, że budżet państwa załamie się pod ciężarem odszkodowań. Wiadomo - inspektor też człowiek, może się pomylić.
- Przede wszystkim ustalenie istnienia stosunku pracy jest dość proste, nie stanowi dla inspektora pracy problemu, zatem margines popełnienia tu błędu jest naprawdę niewielki. Tak czy inaczej przedsiębiorca czy pracodawca zawsze mogą się odwołać. Pamiętajmy, że już dziś kontroler ZUS wydaje nakazy zapłaty zaległych składek od umów o dzieło, które powinny być umowami-zlecenia. I nie jest mi wiadomo, by taki kontroler się pomylił.
- Cwaniactwo pracodawców to nie tylko zamienianie umów o pracę na śmieciówki, to także omijanie wprowadzonej od początku roku godzinowej stawki minimalnej.
- Rzeczywiście, zdarzają się kuriozalne sytuacje, kiedy pracownik ochrony obciążany jest kosztami "wynajmu" munduru od pracodawcy. Albo sprzątaczce każe się płacić za korzystanie z odkurzacza. Innemu zaś pracownikowi za używanie niezbędnych do pracy narzędzi. Bywa, że za korzystnie z ogrzewanego pomieszczenia potrąca się pracownikowi z pensji. Dzięki współpracy z Solidarnością, ale też Ministerstwem Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej oraz ZUS reagujemy punktowo na te nadużycia. Każde zgłoszenie o nieprawidłowościach jest przez nas weryfikowane. I o ile na początku roku ponad 50 proc. takich zgłoszeń było uzasadnionych, o tyle teraz co 10 weryfikowana przez nas minimalna stawka godzinowa jest zaniżana albo niewypłacana. Widać, że nasze wspólne działania i akcja "13 zł. i nie kombinuj", która odbiła się w mediach szerokim echem, sprawiły, że coraz rzadziej próbuje się oszukiwać ludzi.