Arłukowicz: Raport Sekuły to obrona Platformy

2010-07-17 12:15

W wywiadzie tygodnia "Super Expressu" Bartosz Arłukowicz, wiceprzewodniczący sejmowej komisji śledczej ds. afery hazardowej

"Super Express": - Komisja śledcza wznowiła prace po trzech miesiącach przerwy. Czy po tym czasie można już stwierdzić: była w końcu afera hazardowa, czy jej nie było?

Bartosz Arłukowicz: - Po tak wielu godzinach przesłuchań i prac nikogo, kto śledził obrady, nie trzeba chyba przekonywać, że była. To widać gołym okiem.

- Może Donald Tusk i politycy Platformy nie śledzili jej prac? Premier, a za nim wiele prominentnych postaci PO powtarzało, że "tak zwana afera hazardowa" była tylko prowokacją CBA.

- Skoro nie było afery, to dlaczego pan premier odwołał pół rządu? Skoro nie było afery, to co robiło Ministerstwo Sportu w sprawie Magdaleny Sobiesiak? O czym rozmawiał poseł PO Zbigniew Chlebowski z Ryszardem Sobiesiakiem? Pytam też, jaką rolę odgrywał Marcin Rosół, który nieustannie krąży przez lata w orbicie najważniejszych osób w PO?

- Odwołując ministrów, premier odwołał też wicepremiera Grzegorza Schetynę. Prewencja, że mogło być coś na rzeczy czy rzeczywiście miał powody?

- Mam wrażenie, że premier Tusk potraktował także tę sprawę jako pretekst do przetasowań w Platformie. Czysto politycznych. Chodziło zapewne o stopniowe odsuwanie Schetyny od stanowisk i najważniejszych decyzji w partii. Choć nazwisko pana marszałka Schetyny pojawiło się przecież w tej sprawie.

- Po ogłoszeniu wstępnego raportu przewodniczącego komisji Mirosława Sekuły zwrócił pan uwagę, że nie odpowiada on na pytanie, dlaczego 26 czerwca Ryszard Sobiesiak mówił o kupnie nowych kart do telefonu w miejsce podsłuchiwanych numerów. Jak pan odpowiedziałby na to pytanie?

- Mam swoje tezy do raportu, ale upublicznię je dopiero po zakończeniu wszystkich postępowań. Nie będę stawiał sprawy na głowie jak przewodniczący Sekuła.

- Spytam inaczej: poseł Sekuła twierdzi, że źródłem przecieku o akcji było samo Centralne Biuro Antykorupcyjne. Odrzuca też możliwość przecieku w Kancelarii Premiera i rządzie. Czy dotychczasowe prace komisji pozwalają na takie stwierdzenia?

- Dziwię się, że stawia tak twarde tezy. Dziwię się, że nie skupia się na tym, dlaczego córka Sobiesiaka w sposób nagły została wycofana z konkursu do zarządu Totalizatora. Została bowiem wycofana tuż po spotkaniu ministra Drzewieckiego z premierem Tuskiem! Przewodniczący zbyt ogólnie podszedł do wątku, że po spotkaniu Ryszard Sobiesiak nerwowo informuje swoich przyjaciół o wycofaniu córki, "bo tam KGB, CBA". To ważne wątki dla wyjaśnienia tej sprawy! Raport skupia się zaś na analizie CBA. Mam o biurze swoje zdanie. Ale sedno tej sprawy leży gdzie indziej.

- Może pan wykluczyć odpowiedzialność premiera Tuska za przeciek?

- Premier nie był w stanie zdecydowanie i spójnie wyjaśnić przed komisją, dlaczego po wizycie Mariusza Kamińskiego nie wezwał do siebie autora ustawy, ministra Kapicy. Dlaczego spotkania rozpoczął od swoich najbliższych kolegów? Najpierw spotkał się z ministrem Drzewieckim, później z Chlebowskim.

- Według raportu Sekuły Mirosław Drzewiecki jest postacią, której nie można postawić zarzutów.

- Przypomnę, że minister Drzewiecki podpisał pismo, które jest jednym z wątków afery hazardowej. Pismo, w którym wnosi o zniesienie dopłat. Czyli realizuje oczekiwania Sobiesiaka wobec niego i posła Chlebowskiego. Minister zeznał, że kompletnie nie wiedział, co podpisuje. Drzewiecki i Marcin Rosół "nie pamiętają" też, kiedy rozmawiali o wycofaniu córki Sobiesiaka z konkursu: 17 czy 18 sierpnia. A ma to znaczenie zasadnicze. 18 sierpnia M. Drzewiecki rozmawiał z premierem Tuskiem.

- Minister Drzewiecki tłumaczy swoją niewinność tym, że jego pismo nie mogło mieć żadnego wpływu na kształt ustawy.

- To nieprawda. Pismo niosło ze sobą skutki. Ustosunkowało się do niego Ministerstwo Finansów, informowały media. W tej sprawie nie ma wersji, która byłaby korzystna dla Drzewieckiego. Jeżeli podpisał świadomie, to chciał zniesienia dopłat. Jeżeli podpisał nieświadomie, to znaczy, że był niekompetentnym szefem ważnego resortu, który podpisywał bez analizy dokumenty mające wpływ na budżet państwa.

- Funkcjonuje pan w polityce już jakiś czas. Czy sytuacja, w której tak prominentna postać jak minister, członek władz PO i przyjaciel premiera ma zażyłe kontakty z osobą skazaną prawomocnym wyrokiem na więzienie za korupcję, to coś nadzwyczajnego? A może to pewna norma?

- Całość kontaktów, które badaliśmy, pokazuje, jak bardzo przenika się świat polityki i biznesu. Jak duży wpływ mieli na polityków i ich działania przedstawiciele branży hazardowej. Pokazuje też, jak nieszczelny i nieprzejrzysty jest proces tworzenia prawa. Oczywiście nie może być tak, że politycy będą bali się kontaktować z przedstawicielami biznesu. Musi się to jednak odbywać w cywilizowany sposób.

- Może czymś naturalnym jest zatem funkcjonowanie w polityce takich postaci, jak Marcin Rosół? Każda partia ma swojego Rosoła?

- Jego przykład symbolicznie skupia w sobie pewną patologię, która drążyła polską politykę przez ostatnie 20 lat. Chciałbym, żeby komisja była jednym z elementów kończącym naszą wspólną naukę demokracji. Postać Rosoła symbolizuje niestety dużą część zasad funkcjonowania polityki i jej romansów ze światem biznesu.

- Raport Sekuły nie wystawia Rosołowi zbyt dobrej opinii. W przypadku byłego szefa klubu PO, Chlebowskiego, za jedyny problem uważa zbyt bliską zażyłość z lobbystami.

- To przykład relatywizmu i podwójnych standardów stosowanych przez przewodniczącego w raporcie. Jednoznacznie i ostro ocenia ludzi z PiS i SLD. Z drugiej strony bardzo łagodnie postrzega wszystkich swoich kolegów partyjnych z Platformy. Przyznam, że spodziewałem się po jego raporcie znacznie więcej. Pismo z 30 czerwca pokazało, że życzenia Sobiesiaka mogą być spełniane, choć jak twierdzi minister Drzewiecki, na skutek urzędniczej pomyłki.

- Czy po wysłuchaniu zeznań zdziwi pana, ze względów etycznych, powrót do polityki i szeregów PO Mirosława Drzewieckiego i Zbigniewa Chlebowskiego?

- Miałem nadzieję, że komisja ds. afery hazardowej, oprócz twardych wniosków, pomoże w oczyszczeniu i odbudowie polskiego życia politycznego. Niestety, wygląda na to, że nic takiego się nie sprawdziło. Minister Drzewiecki oprócz tego, że przestał być ministrem, rozwodu z PO nie wziął. A i Platformie niespieszno do rozstań.

- Przygotowanie wstępnej wersji raportu było obowiązkiem przewodniczącego Sekuły…

- Owszem. Zwróćmy jednak uwagę na termin powstania tego dokumentu. Wygląda to tak, jakby posłowi Sekule bardzo się spieszyło. Wstępny raport złożył przed dokończeniem wszystkich procedur. Przed nami jeszcze przesłuchanie, zapoznanie się z częścią dokumentów, które jeszcze do komisji nie dotarły, spotkanie z prokuratorami. Przewodniczący Sekuła nie raczył porozmawiać z członkami komisji ani ze mną, jako członkiem prezydium, o wnioskach z prac. O szybkim zakończeniu prac komisji mówił zresztą jeszcze zanim w niej zasiadł. Szefowanie komisji z myślą nadrzędną o zakończeniu jej prac, a nie wyjaśnieniu problemu jest czymś kuriozalnym. Do tej pory zamiast przewodzenia komisji wyjaśniającej sprawę zachowywał się jak przedstawiciel obozu, którego sprawy ta komisja miała badać. Jako przewodniczący prezentował też pogląd, że komisja… przeszkadza w wyjaśnianiu sprawy afery hazardowej, a przesłuchania świadków… przeszkadzają prokuraturze!

- Przed wami spotkanie z prokuratorami…

- Widzieliśmy się z nimi 6 kwietnia, tuż przed katastrofą. I poprosili nas wówczas, żebyśmy dali im kilka miesięcy na spokojną pracę i ponownie spotkali się na przełomie czerwca i lipca. Mają przekazać nam swoje materiały i swój punkt widzenia. Nie mam pojęcia, dlaczego przewodniczący Sekuła nie chciał na nich czekać. Zamiast tego przedstawił niespójną wizję, w której stosuje podwójne standardy. Zeznań przeciwników politycznych nie uznaje za wiarygodne, twierdząc, że w tym czasie gazety pisały o problemach z ustawą hazardową i mogli się dowiedzieć, co się dzieje wokół hazardu. Za w pełni wiarygodne i logiczne uznaje jednak zeznania szefa PO, premiera Tuska. Choć w tym czasie gazety też pisały o kłopotach z ustawą.

- Jak porównałby pan pracę tej komisji z innymi komisjami śledczymi, które równolegle obradują w Sejmie?

- Prace naszej komisji przebiegały w ekstremalnie ciężkich warunkach, a przewodniczący niczego nie ułatwiał. Wynikało to pewnie z tego, że badaliśmy sprawę dotyczącą polityków aktualnie sprawujących władzę. Śledztwo prowadzone było też w tym samym czasie, co śledztwo prokuratorskie. Ogrom wiedzy, którą posiadamy, objęty jest zatem tajemnicą śledztwa. Tempo i organizacja pracy, które narzucił przewodniczący z PO, nie pozwalały na odpowiednie przygotowanie się do przesłuchań ani odniesienie się do poprzednich świadków. Bardzo sprytnie przeszkadzało też rozciągnięcie zakresu tej sprawy na lata rządów SLD i PiS.

- PO z PSL ma większość w tej komisji. Czy raport Sekuły może wyznaczać dalszy ciąg i konsekwencje afery hazardowej?

- Niezależnie od tego, czy Platforma przegłosuje wersję twierdzącą, że afery nie było, wyborcy mają swoją ocenę tej sytuacji. Zakłamywać rzeczywistość można tylko do pewnych granic. Po ich przekroczeniu wszystko staje się jasne.

Bartosz Arłukowicz

Wiceprzewodniczący sejmowej komisji śledczej ds. afery hazardowej, poseł SLD