Vladimir Putin

i

Autor: Sergei Savostyanov, Sputnik, Kremlin Pool Photo via AP Vladimir Putin

Barbarzyństwo Putina

Rakiety spadają na Ukrainę. „Putin eskaluje, by zmusić Kijów do rozmów” – mówi szef OSW

2022-11-20 11:09

Od wielu dni Rosja nie przestaje ostrzeliwać rakietami Ukrainy. Po wtorkowym – największym do tej pory ataku – Putin ciągle wierzy, że może rzucić Ukraińców na kolana. Dyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich, Wojciech Konończuk, w rozmowie z Tomaszem Walczakiem, uważa, że ataki będą kontynuowane. Komentuje też wyzwolenie Chersonia i kreśli scenariusze na najbliższe tygodnie i miesiące wojny.

Putin uważa, że skoro dotychczasowe ostrzały nie zmusiły Kijowa do rozmów, to należy je zintensyfikować. Należy się więc spodziewać, że ataki rakietowe będą nadal kontynuowane. Kreml się jednak myli myśląc, że złamie w ten sposób Ukraińców – mówi Wojciech Konończuk. Zdobycie Chersonia przez armię ukraińską, które zostało przysłonięte przez ostatnie ataki, to jego zdaniem „nie tylko sukces taktyczny i militarny, ale także polityczny” Ukrainy, i strategiczna porażka Rosji. „Kładzie ona kres rosyjskim planom połączenia lądowego południowej Ukrainy, którą już okupują i Naddniestrza, który kontrolują. A takie plany były. Takie też były obawy formułowane także w Mołdawii. Dziś to już księżycowy scenariusz, na realizację którego Rosja nie ma sił i środków” – przekonuje szef OSW. Zwraca też uwagę, gdzie teraz skupią się wysiłki Ukrainy, by wyzwolić kolejne okupowane przesz Rosję terytoria.

„Super Express”: - Tragedia w Przewodowie, którą żyliśmy w ubiegłym tygodniu miała swój wyraźny kontekst: stało się to w dniu największego ostrzału rakietowego Ukrainy od początku wojny, który z sukcesem uderzył w infrastrukturę krytyczną kraju. Putin ciągle wierzy, że brak prądu i ciepła złamie opór Ukraińców? Bo rakiety ciągle spadają na Ukrainę.

Wojciech Konończuk: - Jest o tym przekonany i uważa, że skoro dotychczasowe ostrzały nie zmusiły Kijowa do rozmów, to należy je zintensyfikować. Należy się więc spodziewać, że ataki rakietowe będą nadal kontynuowane. Kreml się jednak myli myśląc, że złamie w ten sposób Ukraińców.

- I Przewodów, i ataki rakietowe Rosji odwróciły uwagę od ogromnego sukcesu Ukrainy – wyzwolenia Chersonia i prawobrzeżnej części obwodu chersońskiego. To bardziej zwycięstwo miliatarne, otwierające drogę do kolejny sukcesów, czy jednak przede wszystkim polityczny sukces?

- Każdy sukces militarny to także sukces polityczny. Tak jest również w przypadku Chersonia. Szczególnie, że ukraińskie władze od kilku miesięcy zapowiadały, że odbicie miasta to tylko kwestia czasu. I tak pewnie było, biorąc pod uwagę, jak trudnym do obrony dla Rosjan był Chersoń i jego okolice. Ukraińcy świętują więc nie tylko sukces taktyczny i militarny, ale także polityczny. Sam fakt, że prezydent Zełenski tuż po wyzwoleniu miasta złożył w nim wizytę, jest tego dobrym przykładem.

- Co utrata Chersonia oznacza dla Rosji?

- To strategiczna porażka, która kładzie kres rosyjskim planom połączenia lądowego południowej Ukrainy, którą już okupują i Naddniestrza, które kontrolują. A takie plany były. Takie też były obawy formułowane także w Mołdawii. Dziś to już księżycowy scenariusz, na realizację którego Rosja nie ma sił i środków.

- Kiedy Ukraina ruszała na Chersoń, wielu traktowało to uderzenie jako zasłonę dymną dla tego, co działo się wokół Charkowa i tamtejszego kontruderzenia na pozycje rosyjskie. Takie rzeczywiście były plany i ukraińska armia po prostu wykorzystała okoliczności?

- Bez wątpienia Ukraińcy wykorzystali sytuację. Trzeba zresztą zauważyć, że bardzo mądrze prowadzą działania wojenne. O ile początkowo oczekiwaliśmy uderzenia na Chersoń, Ukraińcy poszli w kierunku wschodniej części obwodu charkowskiego, wyzwalając we wrześniu niemal całość okupowanych tam terenów. Było to nieoczekiwane, ale ukraińskie dowództwo stwierdziło po prostu, że rosyjskie linie obrony są tam na tyle słabe, że duże są szanse powodzenia. Natomiast na odcinku chersońskimi, mimo że siły ukraińskie były większe niż rosyjskie, Rosjanie tworzyli solidne linie obrony. W pewnym momencie uznali jednak, że obrona jedynego okupowanego terytorium ukraińskiego po tej stronie Dniepru będzie zbyt kosztowna. Stąd racjonalna z punktu widzenia Rosji decyzja, by wycofać się na drugi brzeg rzeki.

- Ale to nie jest chyba też, że Rosjanie sami z siebie się zwinęli, tylko ogromna w tym zasługa Ukraińców.

- Absolutnie. Ukraińska armia, oczywiście, wykorzystała okoliczności, by sukces wokół Chersonia osiągnąć, ale to też armia, która w ostatnich miesiącach bardzo się zmieniła. Coraz bardziej przypomina zachodnie wojska, coraz szybciej – zmuszona okolicznościami – przechodzi na standardy broni natowskiej. To już nie jest armia z 2014 r., która wtedy praktycznie nie istniało jako przeciwnik dla Rosji. Dziś ukraińskie siły zbrojne są godnym przeciwnikiem dla armii rosyjskiej.

- Jakie opcje uderzeń ma teraz Ukraina? Wiemy, że mimo zbliżającej się zimy, będzie im zależeć, by kontynuować wyzwalanie kolejnych okupowanych terytoriów.

- Wszyscy skupiamy się na Chersoniu, ale obecnie najbardziej zacięte walki toczą się na Donbasie. Tam Rosjanie, wykorzystując głównie rezerwistów, których w ostatnim czasie zmobilizowali, próbują przeć do przodu, choć jak informują Ukraińcy ponoszą przy tym ogromne straty. Tylko w ubiegły poniedziałek mieli stracić nawet 700 żołnierzy, a zapewne wielokrotnie więcej zostało rannych. Nie wiemy, jakie są straty ukraińskie. Natomiast to, co już widzimy i czego należy się spodziewać w kolejnych tygodniach i miesiącach to zacięte walki Ukraińców o wyzwolenie tych terenów, które po 24 lutego stracili we wschodnie Ukrainie: niewyzwolonych dotąd resztek obwodu charkowskiego, a także donieckiego i ługańskiego. Pamiętajmy, że Rosja okupuje także część obwodu zaporoskiego na południe od miasta Zaporoże. Pojawia się tu ważne pytanie.

- Jakie?

- Czy w przypadku powodzenia, Ukraińcy będą mieli wystarczająco dużo sprzętu, by odzyskać Donieck i Ługańsk. Prezydent Zełenski to zapowiada. Bez wątpienia stronie ukraińskiej nie zabraknie determinacji, by to zrobić. Jedyne, co może ten scenariusz powstrzymać, to ewentualnie niewystarczająca ilość broni ofensywnej. Z drugiej strony, kiedy popatrzymy na Rosjan, to widać, że mobilizacja nie przynosi cały czas takiego skutku, jakiego oczekiwali. Kosztem życia żołnierzy próbują przeć do przodu, ale nie tylko to się nie udaje, ale wygląda na to, że się po prostu w ogóle nie uda. Ta wojna jest zacięta i zacięta będzie. Na to z kolei nakładają się sygnały polityczne, jakie wysyłają Rosjanie w ostatnich tygodniach.

- Co to za sygnały?

- To sygnały mówiące o potrzebie negocjacji i zawieszenia broni. I nie jest to wyraz rosyjskiej siły, ale słabości. Rosyjska armia mierzy się z niezliczonymi problemami i Rosjanie potrzebują pauzy operacyjnej. Ale nie potrzebują jej, by zakończyć wojnę. Ukraina - zarówno społeczeństwo, siły zbrojne jak i elity polityczne - jest zmobilizowana. Tak samo – mimo o różnych zastrzeżeń – wciąż jest z Zachodem, który wspiera Ukrainę. Rosjanie mają nadzieję, że jeśli dojdzie do jakiegoś wymuszonego na Zachodzie i Kijowie zawieszenia broni, będą mogli przegrupować siły, wzmocnić je na Ukrainie, wysyłając lepiej przygotowanych rezerwistów i rozpocząć potem udane ofensywy, wykorzystując pewne rozprężenie Ukraińców i Zachodu. Na razie nic nie wskazuje, żeby ten korzystny dla Putina scenariusz miał się spełnić, ale na pewno będzie grał na to, żeby wcielić go w życie.

Rozmawiał Tomasz Walczak

Raport Walczaka - Wojciech Konończuk