Rafał Woś

i

Autor: Marek Kudelski Rafał Woś

Rafał Woś: Tego nie da się naprawić

2020-02-11 6:28

Rzadko jurorom najważniejszych festiwali filmowych świata udaje się celnie trafić w politycznego ducha czasów. W ostatnich miesiącach jednak się udało.

W niedzielę podczas gali Oskarów najważniejsze nagrody amerykańskiej akademii filmowej zgarnął „Parasite”. Obraz został uznany nie tylko za najlepszy film w całym konkursie oraz za najlepszy film międzynarodowy (w tej kategorii zasłużenie pokonał m.in. polskie „Boże Ciało” Jana Komasy). Jego twórca Koreańczyk Joon-ho Bong wygrał także w kategoriach najlepsza reżyseria oraz najlepszy scenariusz. Krótko mówiąc: „Parasite” rozbił wczoraj bank, zostawiając w pokonanym polu światowe sławy światowego kina z Martinem Scorsese, Quentinem Tarantino czy Samem Mendesem. Dodajmy jeszcze, że kilka miesięcy wcześniej dostał główną nagrodę na najważniejszym europejskim festiwalu filmowym w Cannes.

Najlepsze jest jednak to, że „Parasite” jest filmem o dawno niewidzianym w kinie ładunku politycznego dynamitu. To opowieść o tym, do czego prowadzą nierówności ekonomiczne i społeczne. Bohaterami są dwie koreańskie rodziny: jedna bogata, która ma (prawie) wszystko, druga biedna – której na wszystko brakuje. W pewnym momencie ich losy się łączą. Biedni zaczynają pracować dla bogatych. Tworzy się między nimi nawet pewien rodzaj bliskości. Ta bliskość, a nawet zaufanie potrzebne do rozwiązywania prostych codziennych spraw (organizacja zakupów, podróże do pracy, opieka nad dziećmi) nie tworzy jednak prawdziwej ludzkiej bliskości. Przeciwnie, biedni i bogaci nawet szczególnie nie ukrywają tego, że gardzą sobą wzajemnie. Ci pierwsi uważają tych drugich za naiwnych egzaltowanych głupców. Ci drudzy widzą w tych pierwszych usłużnych prostaków przesiąkniętych brzydkim zapachem. Są sobie wzajemnie potrzebni, ale wystarczy kilka zbiegów okoliczności, by poszli ze sobą na noże. A właściwie na grillowe szpikulce – ale to zobaczcie Państwo sami.

Film „Parasite” już nie tłumaczy. On krzyczy. Krzyczy, że tak dalej na świecie być nie może. Bogate społeczeństwa oparte na tak dotkliwych kontrastach muszą eksplodować. Na żal, skruchę i płonną nadzieję, że jakoś to się wszystko ułoży, jest już chyba zbyt późno. Bogactwo i bieda. Tego się nie da posklejać. To się źle skończy. A może właśnie dobrze, że tak się stanie?