Przyszli do niej, bo była kobietą. A z badań wyszło im, że „tylko kobieta może pokonać Andrzeja Dudę”. Zgodziła się. Potem była kampania – z powodu koronawirusa zupełnie inna niż oczekiwano. Platforma wypadła w tej kampanii beznadziejnie. Finałem był ich przedwyborczy zygzak. Ta sama opozycja, której przez ostatnie pięć lat nie schodziło z ust hasło „konstytucja”, zaczęła się wówczas przymierzać do zbojkotowania wyborów. Wyborów, które władza (tak łatwo oskarżana przez nich o dyktatorskie zapędy) chciała przeprowadzić w… konstytucyjnym terminie. W tak absurdalnej postawie zaczęli się gubić już nawet zatwardziali anty-PiS-owcy. Poparcie spadło do nienotowanych rejestrów.
Kto winny? Oczywiście Kidawa! Jak gdyby ona i tylko ona ponosiła odpowiedzialność za to, że PO od pięciu lat prowadzi politykę pustą i jałową, opartą o blokujący wszystko dogmat „anty-PiS-izmu”. Do tego jeszcze ten styl. Kidawę odstrzelono bez jakiegokolwiek cienia partyjnej solidarności. Jak rzecz. Nawet bez cienia respektu i strachu, że ona się jeszcze kiedyś za to wszystko na nich odegra.
Czy pierwszy raz widzimy coś takiego? Oczywiście, że nie. W 2015 r. Beata Szydło wygrała PiS-owi nie tylko wybory. Ale również przez dwa lata zaczęła szereg reform, którymi partia szczyci się do dziś (choćby 500 plus). I wtedy partia ją odsunęła. Dlaczego? Bo zmieniła się koncepcja. A przecież możemy wymieniać dalej: eksperyment SLD z Magdaleną Ogórek w poprzednich wyborach prezydenckich. Hanna Suchocka będąca jedynym premierem, na którego mogły się zgodzić walczące pod dywanem polityczne buldogi.
To już stały schemat. Po kobietę się sięga, bo tak podpowiadają spece od wizerunku. Jedni chcą pokazać, jak bardzo są postępowi. Inni liczą, że kobieta to „ciepło, zgoda i porozumienie ponad podziałami”. Ale w sumie jedni i drudzy są siebie warci. Bo nie traktują kobiet normalnie – czyli po ludzku i partnersku. Tylko jak narzędzie. Często wręcz jednorazowego użytku.
Czytaj Super Express bez wychodzenia z domu. Kup bezpiecznie Super Express KLIKNIJ tutaj