Do tej pory było w Polsce tak, że rodzice, którzy dowiadywali się, że ich nienarodzone dziecko dotknięte jest ciężkim upośledzeniem, mieli wybór. Znam dzielnych ludzi, którzy mimo tej straszliwej wiedzy świadomie zdecydowali się na urodzenie dziecka. Należy im się za to zarówno konkretna pomoc od państwa. Ale także podziw i szacunek. Tylko oni wiedzą, że wychowanie niepełnosprawnego dziecka to nie jest tylko jednorazowe danie świadectwa, że tak się godzi. Ale to także codzienne (zazwyczaj dożywotnie) poświęcenie. Heroizm dnia codziennego, którego nie zrozumie nikt, kto nie był w ich sytuacji.
Tymczasem zmiana w prawie, którą przyniesie publikacja wyroku TK nakazuje heroizm każdemu. Możliwe, że wielu to wyzwanie udźwignie. Wielu jednak ono przerośnie. Co (prócz dzieci) uderzy przede wszystkim w kobiety – bo to one zazwyczaj biorą na siebie ciężar wychowania niepełnosprawnego dziecka. A zwłaszcza w kobiety ubogie - bo wychowanie jest (co oczywiste) bardziej znośne, gdy ma się pieniądze.
Ale to nie koniec. Druga lekcja jest taka, że kwestie tak wrażliwe jak „kiedy zaczyna się życie?” nie powinny być decydowane przez eksperckie, elitarne i niedemokratyczne ciało jakim jest Trybunał Konstytucyjny. Kim są niby ci prawnicy w togach, by decydować o takich sprawach? Ich głos powinien mieć charakter doradczy. Ale nie rozstrzygający.
Po trzecie wreszcie: ten wyrok już wywołał eskalację konfliktu przed którym przestrzegam od lat. Czyli wojny kulturowej. To, że zawodowi harcownicy tej wojny nie mogą się jej doczekać jej rozkręcenia - wiemy nie od dziś. Widać to zarówno po stronie PiS, gdzie w siłę rosną różni fanatycy, dla których sednem polityki nie są już (jak po roku 2015) nierówności ekonomiczne ani kolonizacja naszej gospodarki przez wielki kapitał prywatny. Tylko LGBT czy aborcja. Podobnie jest na antypisowskiej opozycji – silniejszej pewnie dziś obecnie w mediach niż w realnej partyjnej polityce.
Oni od lat żywią się napuszczaniem nas na siebie. Z tego właśnie żyją. Ale co z nami? Czy musimy się im poddawać? Czy naprawdę chcemy tej kulturowej wojny?