Nasza tarcza antykryzysowa to niestety przykład drogi numer jeden. Premier Morawiecki i minister Emilewicz sięgnęli do liberalnych rozwiązań, które piłowaliśmy przez większą część III RP. Znów mamy wznosić modły do „Świętego Przedsiębiorcy”, żeby tylko zechciał dalej zatrudniać. Znowu będziemy oszczędzać na wszystkim, byle „bożek biznesu” nie odczuł przypadkiem skutków kryzysu. Przecież to jest chora logika! Owszem, trzeba pomóc mniejszym firmom oraz osobom wypchniętym na samozatrudnienie. Ale reszta polskiego biznesu powinna wziąć ten kryzys na klatę. Po trzech dekadach bonanzy mają z czego dołożyć. Niedawno pisałem, że mamy w Polsce już ponad 40 miliarderów. Zamiast im ułatwiać, niech się państwo zajmie tym, by poczuwali się do odpowiedzialności.
Tymczasem dziś byłoby dużo lepiej skierować publiczne bezpośrednio do ludzi. Trzeba uruchomić program dochodu podstawowego. Tu i teraz! Robi to już wiele krajów. Zaraz antykryzysowe wypłaty ruszą w USA, gdzie słabiej sytuowani dostaną do 1,2 tys. dol. na głowę. Różne wersje dochodu podstawowego wprowadzają też regiony Korei Południowej.
Głośno o dochodzie także w Wielkiej Brytanii – w Szkocji pracowano nad nim jeszcze przed koronakryzysem.
A u nas? Nie dajmy sobie zamydlić oczu, że się nie da. Albo że nas nie stać. W Polsce dochód podstawowy da się zainstalować dużo łatwiej, niż się wydaje. O 500 plus też mówili, że
się nie uda. I co? Okazał się mechanizmem wręcz wzmacniającym gospodarczą stabilność.
A przecież 500 plus jest takim dochodem podstawowym, tyle że w miniaturze. Teraz starczyłoby rozciągnąć logikę „pięćsetki” na całe społeczeństwo. Jaka wysokość? Jak szybko? Jak finansować? Na te wszystkie pytania powinni nam dziś odpowiadać nasi politycy. A jeśli tego nie zrobią? To może trzeba pokazać im przy najbliższej okazji, że nie stanęli na wysokości zadania?