"Super Express": - Wraca wojna rządu z dopalaczami. Stanie się ona tematem kampanii?
Dr Rafał Chwedoruk: - Na pewno nie będzie to głównym tematem kampanii. To typowy przykład wywoływanej przez polityków paniki moralnej, która wybucha gwałtownie i skutkuje doraźnymi i na pozór radykalnymi działaniami. Po czym tak samo szybko jak się pojawiła, tak szybko znika z przestrzeni publicznego zainteresowania.
- Jedną wojnę z dopalaczami PO już przegrała. W ten weekend zatruło się ponad 150 osób. I rząd znów zapowiada walkę z dopalaczami.
- To dla Platformy niekorzystne. Po pierwsze, jest to przyczynek - jakkolwiek niezbyt wielki - do tego, aby pokazać, że państwo polskie nie jest tak sprawne, a PO tak poważną i skuteczną partią, jak się przedstawia. Tym bardziej że sam problem dopalaczy w przeciętnym odbiorze nie sprawia problemu trudnego do rozwiązania. Po drugie, jest to temat jakby wprost stworzony dla PiS. W kwestii dopalaczy obywatele oczekują stanowczej i zdeterminowanej władzy i rozstrzygnięć o charakterze zero-jedynowym.
- Nie jest tak, że PO sama prosi się o problemy?
- Cóż, w ten sposób PO płaci opóźniony rachunek za sposób uprawiania polityki przez Donalda Tuska. Swego czasu przyniósł on tej partii wielkie sukcesy, ale w wielu wypadkach problemy nie zostały rozwiązane albo w wielu wypadkach zostały wręcz sztucznie wywołane. Kłopot z taką polityką polega na tym, że samo machanie szabelką nic nie dało, a stare problemy znów powracają.
- PiS będzie teraz eksploatował temat dopalaczy, pokazując go jako spektakularną porażkę rządów PO?
- To wymarzony prezent dla PiS. Partia Jarosława Kaczyńskiego może ten temat wbudowywać w szerszy kontekst, pokazując tym wyborcom, którzy niekoniecznie są fanami PiS, że oto od początku pokazywali, że polityka PO jest jak potiomkinowska wieś. Że posługiwanie się takimi marketingowymi dopalaczami jest oszukiwaniem samych siebie przez polityków, którzy to robią, i liczeniem na naiwność opinii publicznej.
- Platforma może kwestię dopalaczy rozegrać tak, że wyjdzie jej to na korzyść?
- Nie ten czas, nie te osoby. Gdyby na miejscu Ewy Kopacz był Donald Tusk, to pewnie można by to było zrobić. Pani premier w żadnym razie nie pasuje do roli żelaznej damy. To osoba, która przez lata miała łagodzić oblicze PO, a nie występować w roli surowego szeryfa. Podobnie brakuje takiego autorytetu ministrom zdrowia i spraw wewnętrznych. Próby zdyskontowania tej sprawy za pomocą szybkich cięć, szybkich rozwiązań i marsowej miny, mogłyby się zakończyć kpinami ze strony opozycji, która łatwo wytknęłaby, że politycy o niezbyt silnej pozycji próbują zgrywać twardzieli. Dla PO najlepiej będzie, jeśli ta sprawa zakończy się jak najszybciej, by nie stała się wakacyjnym potworem z Loch Ness.
Zobacz: Szydło i Kidawa-Błońska na targu. Wakacyjna kampania trwa!