"Super Express": - Pana pierwsze wrażenia po wyroku skazującym J. M. Rymkiewicza?
Rafał Ziemkiewicz: - To wyrok rodem z PRL. Wtedy istniał taki zwyczaj, że ludzi, którzy wyrażali negatywne opinie na temat oficjalnej rzeczywistości, skazywano z tzw. małego kodeksy karnego, z paragrafu o rozpowszechnianiu fałszywych treści na temat władzy ludowej. Gdy ktoś mówił, że Polska jest uzależniona od ZSRR itp., to dostawał bombę z tego paragrafu.
- Ale dziś żyjemy w demokratycznej i suwerennej III RP.
- Dlatego zastanawiam się, czy ten paragraf nadal istnieje, czy po prostu wciąż orzekają ci sami sędziowie według tych samych przyzwyczajeń. W cywilizowanym kraju opinia, że ktoś jest duchowym spadkobiercą takiej czy innej tradycji, nie mogłaby być rozpatrywana w kategoriach odpowiedzialności karnej. To absurd.
- A może po prostu jest granica, poza którą nie da się prowadzić polemiki i sprawę można już tylko skierować do sądu?
- Oczywiście, jest taka granica i bardzo wyraźnie określa ją prawo. Polemiki nie prowadzi się tam, gdzie mamy do czynienia z rozpowszechnianiem fałszywych wiadomości. Jeśli ktoś chodzi po ulicy i krzyczy, że jakiś redaktor "GW" jest złodziejem, to nie ma tu pola do polemiki, tylko kieruje się sprawę do sądu. Jeśli potem ten ktoś nie umie udowodnić w sądzie, że ta wiadomość jest prawdziwa, to ponosi odpowiednią karę.
- Rozumiem, że sprawa J. M. Rymkiewicza to nie ten przypadek.
- Stwierdzenie, że z tekstów "Gazety" bije nienawiścią do Polski, nie podlega kategoriom prawda/fałsz. To opinia, która może być trafna albo nietrafna. Ale zręczni adwokaci wykorzystują pewne precedensy w orzecznictwie i eksponują np. tylko słowo "nienawiść". Im nie chodzi o ustalenie obiektywnej prawdy, oni patrzą na przecinki, na kropki, na tryb czynny i bierny wypowiedzi i tu szukają podstawy oskarżenia. Gdyby byli w stanie z tym polemizować, nie stosowaliby tych środków. Widocznie w słowach Rymkiewicza jest coś na rzeczy i oni sami o tym wiedzą, występując do sądu o urzędowy zakaz rozpowszechniania takiej opinii.
- Dlaczego Agora tak często skarży swych przeciwników?
- By stłumić krytykę w zarodku. By każdy, kto chce wyrazić negatywną opinię o "Wyborczej" czy o Michniku, dwa razy się wcześniej zastanowił, czy chce chodzić po sądach i marnować pieniądze na adwokatów. To swego rodzaju działalność terrorystyczna, polegająca na straszeniu potencjalnych krytyków perspektywą procesów sądowych.
- Agora jednak wiele z tych procesów wygrywa...
- Bo ją na nie stać. Może zatrudnić wyszczekanego prawnika, który umie dzielić włos na czworo i budować rozmaite prawnicze konstrukcje, które się podobają sądom. A ten, kto wynajmuje droższą kancelarię, ma znacznie większą szansę zwycięstwa od tego, kto występuje przed sądem sam albo z tanim adwokatem.
- Ale przecież sądy są niezależne.
- Są, ale to jeszcze nie znaczy, że wydają sprawiedliwe wyroki. Sędzia może kierować się własną opinią, a ta niekoniecznie jest zgodna z wymiarem sprawiedliwości spełniającym europejskie standardy. Wiele absurdalnych wyroków polskich sądów na pewno by się nie ostało przed sądami zachodnimi.
Rafał Ziemkiewicz
Publicysta "Rzeczpospolitej"