„Super Express”: - A co to za nocna zmiana w Porozumieniu, którą pan przeprowadził?
Adam Bielan: - Nie było żadnej nocnej zmiany.
- Został pan p.o. prezesa partii, zastępując w roli szefa Porozumienia Jarosława Gowina. Choć akurat jego ludzie mówią, że to nieprawda.
- Sprawa wygląda tak, że odbyło się posiedzenie sądu koleżeńskiego, które zajmował się różnymi sprawami formalnymi w partii. Koledzy z sądu, robiąc kwerendę dokumentów, odkryli ten dość wstydliwy fakt, że kadencja naszego prezesa minęła 3 lata temu.
- I chce mi pan powiedzieć, że dopiero teraz, przez zupełny przypadek dokonaliście tego odkrycia?
- To był, oczywiście, obowiązek prezesa, żeby zwołać kongres wyborczy w odpowiednim terminie. Ja mogę powiedzieć tylko, że byłem przekonany, że na ostatnim kongresie wybraliśmy prezesa. Dopiero, gdy zobaczyłem stenogram z niego, udowodniono mi, że tak nie było.
- Trochę mi się nie chce wierzyć w te przypadki. Kiedy śledziliśmy ten czwartkowy dramat, wyglądało jak skoordynowana akcja obalenia Jarosława Gowina.
- Chce pan powiedzieć, że rozpoczęliśmy tę akcję w 2018 r., uniemożliwiając Jarosławowi Gowinowi zwołanie kongresu, kiedy upłynęła mu kadencja, by został wybrany na kolejną?
- Jak sądzę, nie przez przypadek odkrywa pan, że Gowin nie rządzi, a pan przejmuje władzę w partii.
- To nie ja, ale sąd koleżeński to odkrył. Ja nie rządzę w Porozumieniu. Jestem tylko p.o. prezesa. Na podstawie statutu naszej partii, który stanowi, że wobec niemożności wybrania nowego prezesa, jego funkcje przejmuje przewodniczący komisji krajowej.
- Jan Strzeżek twierdzi, że prezesem pozostaje Jarosław Gowin, a pan jest zawieszony w partii.
- Jan Strzeżek może mówić różne rzeczy na spotkaniu z kolegami i koleżankami, ale o tym, kto rządzi w partii decyduje statut i działacze na kongresie. Zostałem na nim wybrany do władz partii i mam mandat demokratyczny, w przeciwieństwie, jak się niestety okazuje, do Jarosława Gowina.
- Ma pan podejrzaną satysfakcję z całej sytuacji.
- Wprost przeciwnie. Jest mi przykro, że w ostatnich dniach Porozumienie staje się partią memem. Ostrzegałem kolegów, żeby nie ośmieszać naszej partii, bo po sześciu latach działania ma 1/3 poparcia wobec ostatnich wyborów, w których startowaliśmy samodzielnie. Nasz lider, mówiąc delikatnie, nie należy też do czołówki zaufania polityków. Mamy mnóstwo innych problemów i nie ma co ich pogłębiać sporami o przywództwo.
- Ale tych problemów sam pan dokłada, obalając Gowina.
- Nikogo nie obalałem. To, powtarzam, decyzja sądu koleżeńskiego. Ja od razu zadeklarowałem, że moim zadaniem jest doprowadzenie do wyborów prezesa. Tak jak w marcu i kwietniu Jarosław Gowin uważał, że trzeba przeprowadzić wybory prezydenckie zgodnie z konstytucją, tak ja muszę zrobić wszystko, żeby przeprowadzić wybory prezesa w zgodzie ze statutem partii. Jednocześnie deklarują, że ja w tych wyborach startować nie będę.
- Naprawdę wygrywa w panu legalizm, czy chęć rozbicie Porozumienia. Zawsze można zapytać cui bono?
- Zawsze można powiedzieć, że winny nie jest prezes, który doprowadził do tego chaosu prawnego, ale ludzie, którzy domagają się przestrzegania prawa, czyli statutu.
Rozmawiał Tomasz Walczak