"Super Express": - Po zestrzeleniu rosyjskiego samolotu, który naruszył turecką strefę powietrzną, pojawiły się głosy o początku konfliktu na wielką skalę, nawet III wojny światowej. Faktycznie nadciąga apokalipsa?
Przemysław Żurawski vel Grajewski: - Nie sądzę. Żadna ze stron nie ma takich intencji. Co oczywiście nie wyklucza, że kolejne tego typu incydenty będą nas przybliżać do konfliktu, ale na razie jest do tego bardzo daleko. Będą oczywiście wykonywane pewne gesty. Rosja, jak wiemy, narusza przestrzeń powietrzną także państw skandynawskich, bałtyckich, Wielkiej Brytanii. Gdyby państwa NATO uznały, że mogą dyscyplinować Rosję wzorem Turcji, to dla Kremla byłby to scenariusz bardzo niekorzystny. W interesie Moskwy leży więc teraz pokazanie, że zestrzeliwanie rosyjskich samolotów jest kosztowne i się nie opłaca.
- Co oznaczałby konflikt zbrojny Turcji z Rosją?
- Turcja jest poważnym mocarstwem, ma drugą co do wielkości armię w NATO, która jest w stanie tolerować krwawe straty w swoich szeregach, nie ma tej wrażliwości na śmierć żołnierzy, która powodowałaby naciski opinii publicznej, by z jakiejś operacji wojskowej się wycofać. Byłaby dla Rosji trudnym przeciwnikiem. Obie strony mają tego świadomość. Turcja wyraźnie zarysowała cienką czerwoną linię, której przekraczać nie wolno, nie może sobie pozwolić na naruszanie własnej przestrzeni powietrznej, i w takich sytuacjach będzie Rosjan zestrzeliwała. Taki sygnał wysłała na Kreml.
- Jakie będą tego następstwa?
- Teraz pewnie będzie jakieś następne rozdanie, ale ani Turcja, ani Rosja nie mają interesu w pełnoskalowej wojnie. Rosja ma świadomość, że bez użycia broni atomowej zaatakowanie Turcji byłoby ryzykowne, nie wiadomo, jak takie starcie by się skończyło. Ponadto byłby to atak na państwo NATO, co wymusiłoby albo otwarty konflikt, albo rozpad Sojuszu. To drugie rozwiązanie jest niewyobrażalne, więc doszłoby do konfrontacji, którą Rosja by przegrała. Turcja z kolei też ma świadomość, że gdyby to ona była stroną agresywną i parła do wojny, straciłaby poparcie zachodnich sojuszników.
- W rosyjskich mediach pojawiły się głosy analityków mówiące o tym, że jedyną szansą na wygranie wojny z Turcją jest użycie broni nuklearnej. Są takie plany czy to zwykłe straszenie?
- To jest straszenie. Rosja przeciw Turcji nie użyje broni jądrowej, bo byłoby to wejście w totalny konflikt z całym Zachodem. Rosjanie doskonale wiedzą, że by go przegrali. Nie są samobójcami.
- W co gra Rosja na Bliskim Wschodzie?
- Z jednej strony to instrument zarządzania wewnętrznego w Rosji. Putin, faktycznie przegrawszy na Ukrainie, chce pokazać się jako zwycięzca gdzie indziej. Z drugiej strony Rosja jako państwo walczące z terroryzmem, wyręczające Zachód, może uzyskać na przykład zniesienie sankcji, być Zachodowi potrzebna. Aby ten cel Rosja osiągnęła, musi być spełniony jeden warunek - wojna powinna trwać cały czas, nigdy się nie skończyć. Po pierwsze, dopóki trwa konflikt, Rosja jest Zachodowi potrzebna. Po drugie, wojna blokuje niekorzystny z punktu widzenia Kremla transport gazu i ropy przez Irak i Syrię.
Zobacz: WOJNA o Trybunał Konstytucyjny. PiS chce zmienić ustawę o TK!