Abstrahując od poglądów politycznych i stosunku do partii rządzącej, zaskoczyć musi logika rozumowania, głębia ekonomicznej analizy, za którą być może przyznają kiedyś Andrzejowi Rzońcy Nagrodę Nobla z ekonomii, i która budzi uznanie. Idąc tym tropem można przyjąć, że aby frankowicze zyskali, premierem musi być Grzegorz Schetyna, marszałkiem Sejmu Stefan Niesiołowski, a prezydentem Joanna Mucha.
Wracając do teorii profesora, uznanie musi budzić też jej uzasadnienie. "Bo jak PiS-owi spada, umacnia się Złoty, a jak tak się dzieje, to frank spada, frankowicze płacą mniej". Cóż, widać byłem niedouczony (ekonomistą nie jestem), ale do tej pory myślałem, że choć sytuacja polityczna w danym państwie ma wpływ na giełdę i kursy walut, to jednak w globalnej i rynkowej gospodarce (której pan Rzońca nie jest przecież wrogiem) nie jest to (i nie może być) czynnik jedyny. Ma na kurs walut wpływ sytuacja globalna, wybory w USA czy we Francji, w Polsce także działania Rady Polityki Pieniężnej itd., itp. Pomijam już fakt, że sama siła waluty też jest kwestią dyskusyjną - słabszy złoty pozytywnie wpływa na przykład na eksport, a więc inne dziedziny życia. I jeszcze jedno - problem z frankowiczami zaczął się po kryzysie w roku 2008. Za rządów PO-PSL. Nie będę się wyzłośliwiał, przypominając, reprezentanci której grupy ekonomistów byli wcześniej największymi zwolennikami spekulacyjnej gospodarki, brania kredytów w obcej walucie.
A już bez ironii. Serial "Ucho Prezesa" jest już kultowy. Doskonale parodiuje polityków obozu "Dobrej Zmiany". Jednak jeżeli ktokolwiek uważa, że działania partii rządzącej to kabaret i jak to możliwe, że PiS ma wciąż wysokie poparcie, niech obejrzy jeden jedyny odcinek, w którym przedstawieni są liderzy opozycji. Przestanie się dziwić. A wypowiedź głównego ekonomisty PO tezę tę jedynie potwierdza.
Zobacz: Piotr Ciszewski: Winne są wszystkie siły polityczne, które rządziły