12 czerwca poseł Roman Giertych poinformował o złożeniu protestu wyborczego, w którym kwestionował ważność wyborów we wszystkich okręgach. Jako podstawę swojego protestu wskazał m.in. "nadużywanie prawa poprzez tworzenie komitetów wyborczych, które nie zgłaszały kandydata na prezydenta".
W piątek, 21 czerwca, RMF FM podało informację, że Sąd Najwyższy pozostawił protest Giertycha bez dalszego biegu. Radio opublikowało skan dokumentu mającego potwierdzać tę decyzję. Na doniesienia medialne zareagował sam poseł Roman Giertych, który zaprzeczył, by jego protest został już rozpatrzony przez Sąd Najwyższy.
- To bzdura. Mój protest nie był jeszcze rozpoznany przez SN. Proszę nie wprowadzać w błąd – napisał Giertych na platformie X.
Stanowisko Sądu Najwyższego
W związku z publikacjami medialnymi dotyczącymi protestu Romana Giertycha, Sąd Najwyższy nie wydał oficjalnego komunikatu potwierdzającego lub dementującego te informacje.
Równolegle do sprawy protestu Giertycha, Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego zajmowała się w piątek innymi protestami wyborczymi dotyczącymi II tury wyborów prezydenckich. Sędziowie uznali niektóre z protestów za zasadne, jednak stwierdzili, że nie miały one wpływu na ostateczny wynik wyborów.
Protesty przed Sądem Najwyższym
Podczas rozpatrywania protestów wyborczych przed budynkiem Sądu Najwyższego w Warszawie zgromadzili się aktywiści związani z różnymi opcjami politycznymi, m.in. z PiS oraz Komitetu Obrony Demokracji. Doszło do wymiany okrzyków i haseł między uczestnikami zgromadzeń.
Po II turze wyborów prezydenckich pojawiały się doniesienia o nieprawidłowościach w liczeniu głosów. Niektórzy politycy Koalicji Obywatelskiej, w tym Roman Giertych, nagłaśniali te sprawy, sugerując możliwość fałszerstw. Działania te spotkały się z różnym odbiorem w samej Platformie Obywatelskiej, gdzie – jak donosił Onet – niektórzy politycy wyrażali obawy, że akcja Giertycha wymknęła się spod kontroli.
W naszej galerii zobaczysz Romana Giertycha z żoną:
