Bandyckie metody reżimu Łukaszenki
Roman Protasiewicz został zatrzymany po tym, jak białoruskie władze, pod pozorem zagrożenia bombowego, zmusiły samolot linii Ryanair lecący z Aten do Wilna, którego był pasażerem, do lądowania w Mińsku. Białoruskie ministerstwo spraw wewnętrznych opublikowało nagranie, na którym opozycjonista twierdzi, że jest dobrze traktowany i współpracuje z władzami.
– Pewnie go bili. Widać, że ma siniaki po jednej stronie twarzy i ślad na czole – komentuje Agnieszka Romaszewska-Guzy, od lat wspierająca białoruską opozycję. W podobnym tonie wypowiadał się w mediach ojciec młodego działacza.
Nie przegap: Co się dzieje z Romanem Protasiewiczem? Niepokojące nagranie w sieci
Tego typu bandyckie metody stosowane są wobec wielu przeciwników Łukaszenki, którzy tkwią w białoruskich więzieniach. – Tam siedzi w tej chwili ponad 400 osób uznanych za więźniów politycznych przez międzynarodowe organizacje praw człowieka, a myślę, że jest ich ok. 1000 – podkreśla dyrektorka Biełsatu.
Roman Protasiewicz w niebezpieczeństwie
Reżim Aleksandra Łukaszenki dąży najprawdopodobniej do pokazowego procesu, w którym Roman Protasiewicz, przymuszony groźbami i bolesnymi przesłuchaniami, przyznałby się ostatecznie do winy. – Chcą pokazać: złamaliśmy go, jesteśmy górą, wdepczemy was w błoto – wskazuje nasza rozmówczyni.
W grę wchodzi jednak również najczarniejszy scenariusz. Protasiewiczowi grozi śmierć. – On sam powiedział, że boi się kary śmierci. Myślę, że władze natychmiast to wykorzystały. Te zarzuty, które dotychczas mu stawiano w zasadzie nie przewidują kary śmierci, ale już w przypadku terroryzmu? Prawdopodobnie więc też mu grożono. Mogą tam zrobić wszystko. Przecież tam nie istnieje żaden system prawny – podkreśla Romaszewska-Guzy.