Prostytutka potwierdziła śledczym to, na co skarżyli się sąsiedzi apelujący u posła o wypowiedzenie umowy najmu. - W wynajmowanym mieszkaniu nie była prowadzona agencja towarzyska (rozumiana przeze mnie jako dom publiczny, gdzie świadczy usługi kilka kobiet w zorganizowany sposób). Przesłuchana przyznała natomiast, że samodzielnie, tzn. na własny rachunek świadczyła usługi seksualne. Zaprzeczyła, aby jej koleżanki świadczyły usługi seksualne w tym mieszkaniu - potwierdza nam Liliana Łukasiewicz, rzecznik prasowy legnickiej prokuratury. Kobieta opowiedziała śledczym o kulisach swojej pracy. Była dostępna na telefon, w ten sposób umawiała się ze swoimi klientami i przyjmowała ich w lokalu należącym do posła. A prokurator Łukasiewicz dodaje, że na obecnym etapie prowadzonego postępowania brak jest przesłanek do postawienia komukolwiek zarzutów czerpania korzyści majątkowej z uprawianego przez wynajmującą nierządu. - Postępowanie jest nadal w toku - kończy prokurator. Co na to poseł? - Nie mam nic nowego do powiedzenia w tej sprawie - twierdzi parlamentarzysta z Legnicy.
Przypomnijmy, że sprawa wybuchła w styczniu, kiedy sąsiedzi zaczęli się skarżyć, że w legnickim mieszkaniu posła Kropiwnickiego (które wynajmował przez biuro nieruchomości) działa agencja towarzyska. Lokatorzy wysyłali w tej sprawie petycje nawet do samego polityka Platformy Obywatelskiej. W piśmie dawali wyraz swej desperacji i stanowczo żądali od posła interwencji; czyli pozbycia się uciążliwego sąsiedztwa. Interesujące, że sam Kropiwnicki wielokrotnie zapewniał nas, że w należącym do niego lokalu nie są świadczone usługi seksualne. Gdy wybuchła afera, przyznawał jedynie, że w bramie doszło do konfliktu pomiędzy sąsiadami. Zaznaczał, że wypowiedział umowę osobom, które u niego mieszkały. Teraz też nabiera wody w usta.