O tym pożarze mówiła cała Polska. Przenośna toaleta stała przy ścianie kamienicy w Inowrocławiu, pod oknami pokoju, w którym spały dzieci posła. Toaleta płonęła niczym pochodnia. Temperatura była taka, że odpadła część ściany. Na szczęście nie doszło do wybuchu gazu. Poseł złożył zawiadomienie o przestępstwie. - Chcieli zabić moje dzieci – mówił wzburzony.
- Sąsiadka z kamienicy obok zadzwoniła do Sławka, który tutaj mieszka, a on ugasił ten ogień. Jak go pytałem, o której to mogło być, nie wiedział, bo był napity – mówi nam jeden z sąsiadów posła.
Pan Sławek się rozwodzi. Żyje w budynku gospodarczym przy podwórku kamienicy, w której mieszka poseł. Krzysztof Brejza publicznie na łamach gazet dziękował swojemu sąsiadowi za uratowanie życia swoich dzieci. Tymczasem policjanci doprowadzili wczoraj Sławomira M. do prokuratury. - Materiał dowodowy pozwolił na przedstawienie zatrzymanemu zarzutu nieumyślnego spowodowania pożaru – informuje podinspektor Monika Chlebicz, rzecznik prasowy KWP w Bydgoszczy.
Taki właśnie zarzut postawił mu prokurator. Jak udało się nam nieoficjalnie ustalić, pan Sławomir przyznał się, że korzystał z toalety i palił w niej papierosa.
- Ogień dosłownie stopił toaletę – mówił nam Lech Walkiewicz (54 l.), właściciel firmy budowlanej, który wynajął przenośną toaletę. – Dla mnie to było podpalenie. Bo od czego ten plastik by się zapalił. Od niedopałka?...