Prof. Zbigniew Nęcki

i

Autor: archiwum se.pl

Prof.Zbigniew Nęcki: To jak oglądanie horrorów

2012-12-21 3:00

O końcu świata debatują dr teologii i psycholog społeczny

"Super Express": - Według przewidywań Majów dziś ma się skończyć świat. I od jakiegoś czasu właśnie tym żyje część naszego globu, szykując się na apokalipsę. Co sprawia, że nasz racjonalny świat tak ochoczo się w to bawi?

Prof. Zbigniew Nęcki: - Tego typu myślenie katastroficzne jest bardzo dobrze osadzone w naszej psychice i życiu społecznym. Wieści o nadciągającej apokalipsie są tym bardziej nośne, że łapią się na nie wszyscy. Stają się one pomostem między naszymi psychikami.

- Czyli wieszczony koniec świata ma funkcje ekumeniczne i należy to uznać za jego pozytywny wymiar?

- To na pewno zbliża ludzi. Wobec naszego wspólnego wroga, jakim jest kosmos, który chce nas pożreć, ludzkość może się zjednoczyć i być razem w obliczu wspólnej niedoli, ale też wspólnego żartu, którym przecież jest ta cała opowieść o projektowanej katastrofie. Wchodząc jednak na poziom powagi, trzeba pamiętać, że oczekiwanie końca życia jest czymś naturalnym. Wiemy, że każdy z nas będzie musiał z żalem, ale jednak rozstać się z tym światem. Więc takie indywidualne spotkanie ze śmiercią jest pewne. W tym sensie wspólne doświadczenie końca życia jest bardzo interesujące psychologicznie. Nie ma co żałować, bo jak wszyscy, to wszyscy.

- Jest też w społeczeństwie swoiste zapotrzebowanie na fatalizm?

- Owszem, choć nie tylko na fatalizm, ale także na sprawiedliwość. Przecież koniec świata będzie w każdym wymiarze sprawiedliwy w tym sensie, że dotknie i bogatych, i biednych. Ale pamiętajmy, że na tym najwięcej stracą bogaci, dlatego jest w tym pocieszenie, bo my, biedni, stracimy niewiele, a oni, czyli ci bogaci, wszystko. Prawe to i sprawiedliwe, a więc przez ludzi pożądane. Ale na tym nie koniec.

- Co jeszcze jest tak atrakcyjnego w końcu świata?

- Chodzi o pewną sensacyjność wydarzenia. Nasze życie toczy się co prawda z różnymi przygodami, ale jest jednak dość monotonne. Koniec świata natomiast daje zastrzyk adrenaliny jak sto milionów w totolotku. To chwila wytchnienia od szarej codzienności i doznanie emocjonalnie ożywcze. Co więcej, bardzo pociągające.

- W jakim sensie?

- W takim, że występuje tu podobny mechanizm psychologiczny jak w czasie oglądania horrorów. Dajemy się straszyć, ponieważ dostarcza nam to silnych wrażeń. Projektowanie straszliwych katastrof ma tę samą funkcję - przeżycia grozy połączonej z poczuciem ulgi, kiedy widzimy, że nic nam się nie stało. To swoiste katharsis, jakże zbawienne dla naszej psychiki.

- Tak samo czuli się zapewne chrześcijanie, którzy w roku 1000 wraz z nowym milenium nie doczekali się końca świata, którym ich straszono. Tak się ucieszyli, że wymyślili karnawał i świętowanie sylwestra.

- Pewnie tak. To też powinno uspokoić Czytelników - skoro przeżyliśmy już kilka końców świata, przeżyjemy i ten. Pamiętajmy, że to przede wszystkim fantazja. Prawdziwy koniec czeka nas wraz z wygaśnięciem Słońca. Ale to dopiero za kilka miliardów lat. Psychika jednak nie lubi faktów i woli zajmować się wyobrażeniami, co wykorzystujemy do własnych niecnych psychologicznych podniet. Ale przynajmniej ciekawiej będzie nam się żyło.

Prof. Zbigniew Nęcki

Psycholog społeczny. UJ

Nasi Partnerzy polecają