"Super Express": - Prof. Piotr Gliński stwierdził, że był pan kiedyś zwolennikiem interesów innego kraju i był szkolony przez GRU.
Prof. Stanisław Koziej: - To kłamstwo i oczekuję od prof. Glińskiego przeprosin. Jest to dla mnie zaskakujące, że nagle, nie wiadomo z czego pojawia się taki zarzut. O to trzeba pytać pana prof. Glińskiego. Odbieram to tak, że w polemicznym zapędzie w dyskusji z prof. Nałęczem coś mu się nagle chlapnęło.
- Zamierza pan podać go do sądu?
- Nie jest mi wygodnie rozmawiać w ten sposób, bo liczę, że prof. Gliński się zreflektuje i jednak mnie przeprosi.
- Na czym polegał ten pański wyjazd na szkolenia do ZSRR w 1987 roku?
- To były szkolenia, takie jak obecnie w Akademii NATO. Oczywiście to był inny system i uczelnie ze studiami strategicznymi były w Moskwie, bo gdzie indziej mogły wówczas być? Wyższa kadra wojskowa po zakończeniu studiów na jednym poziomie kończyła kolejny poziom nauczania. Niektórzy kończyli tam nawet 2-3-letnie całe studia w Akademii Sztabu Generalnego ZSRR. Choć akurat ja kończyłem Akademię Sztabu Generalnego w Polsce.
- A ten późniejszy kurs w ZSRR?
- To był 2-miesięczny kurs operacyjno-strategiczny dla kierowniczej kadry sił zbrojnych w Akademii Sztabu Generalnego w Moskwie. To nie był żaden "kurs sztabu generalnego" ani GRU. GRU tego nie organizowało.
- Byli wykładowcy z GRU?
- Te zarzuty nie biorą się z tego, czy byli tam wykładowcy z GRU, ale z bardzo powierzchownej wiedzy pani redaktor Doroty Kani i jej towarzyszy. Oni opisują te wydarzenia zawsze w sosie sensacyjnym, bez potwierdzenia faktów, insynuacyjnie. I niestety politycy, nawet poważni, niekiedy ich później cytują bez sprawdzania źródeł. Już nie mówię o profesorach i kandydatach na premierów, ale nawet zwykli profesorowie powinni sprawdzać takie rzeczy, zanim zacytują! W przeciwnym razie cytują fantasmagorie, choć brzmiące sensacyjnie. Tym bardziej że nie jestem osobą anonimową i byłem już tyle razy sprawdzany...
- To znaczy?
- Kiedy otrzymałem propozycję wejścia do rządu PiS w 2005 roku i zostałem wiceministrem w MON, nikt takiego zarzutu nie podnosił! Przecież oczywiste i zrozumiałe jest, gdzie wojskowy mógł w tamtych latach kończyć kursy. Co więcej, oprócz wspomnianego 2-miesięcznego kursu w 1987, po 1989 roku ukończyłem przecież Akademię Obrony NATO w Rzymie. Takie same kursy jak wówczas w Moskwie kończyłem przecież później w Paryżu, w szkole NATO w Oberammergau, w USA itd...
- O, kolaborację z Ameryką to może zarzuci panu jakaś nowa lewica za kilka lat.
- To jest właśnie problem z taką wybiórczą propagandą i dziwię się, że ktoś z tytułem profesorskim w tym uczestniczy. Do takiej propagandowej, niskiej i śliskiej partyjnej wojenki są wynajęci lub wskazani specjalni ludzie, a nie naukowcy. Naukowcy powinni fakty sprawdzać, a nie paplać bez sensu. Zresztą nawet partyjna propaganda powinna być robiona z głową.