Prof. Zbigniew Lewicki: Ta wojna będzie trwała dekady

2011-09-12 4:00

Prof. Lewicki mówi, jak świat zmienił się po zamachach 11 września 2001

"Super Express": - Dlaczego terroryści zaatakowali USA?

Prof. Zbigniew Lewicki: - Praprzyczyną było wsparcie, jakiego Stany Zjednoczone udzielały Izraelowi w konflikcie bliskowschodnim. Inny bodziec to nienawiść do kapitalizmu, którego symbolem są USA, a światowym centrum - wieże World Trade Center.

- A nienawiść do wartości naszej cywilizacji?

- Nie sądzę. Sami terroryści z chęcią korzystają z jej zdobyczy. Są dużo bardziej cyniczni niż nam się wydaje. U źródeł konfliktów zbrojnych leżą zawsze czynniki ekonomiczne. Gdyby Izraelczycy i Palestyńczycy byli tak samo bogaci, nie byłoby między nimi wojny. Konflikt kulturowy to taka nadbudowa do frustracji wywołanej przepaścią w poziomie życia. Lepiej powiedzieć: "Jestem wiernym muzułmaninem i dla chwały Allaha będę zabijał" niż "Będę zabijał, bo jestem biedny".

- Jak pan ocenia reakcję USA na atak al Kaidy?

- Nieuniknioną konsekwencją była wojna w Afganistanie. Inaczej interwencja w Iraku. Była spowodowana doniesieniami o przetrzymywanej tam broni masowego rażenia. To okazało się nieprawdą, ale decyzja o wojnie była podjęta w dobrej wierze. Niewątpliwie pozycja USA jako światowego hegemona została mocno zachwiana przez nieumiejętność radzenia sobie na wojnie z terroryzmem.

- Jej końca nie widać, a straty po stronie USA liczone są w bilionach dolarów i tysiącach zabitych. Czy celu nie osiągnięto by szybciej, wspierając demokratyzację krajów arabskich?

- W Iraku Amerykanie wykonali humanitarny obowiązek wobec świata. Spójrzmy na to z polskiej perspektywy. Przed 1989 rokiem sami liczyliśmy na pomoc USA przed rodzimym dyktatorem. Dziś podobnie myślą Libijczycy. Zresztą Obama tak naprawdę nie zmienił polityki Busha. Zintensyfikował wojnę w Afganistanie, a wojsko w Iraku tylko nazwał inaczej - jako siły stabilizacyjne. Nie ma więc łatwej alternatywy.

- A sztandarowe wartości amerykańskiej demokracji nie ucierpiały na skutek zaostrzenia wymogów dotyczących kontroli ludności?

- Zaostrzono kontrolę na lotniskach i peronach, ale w żaden sposób nie są deptane prawa człowieka. W Europie obowiązują dużo większe restrykcje. Amerykanie nie mają np. dowodów osobistych ani meldunków. Zaraz po ataku wszyscy zaczęli tonować potencjalne nastroje rasistowskie, mówiąc, że to nie muzułmanie są winni, lecz terroryści. Nie poszli na łatwiznę i dochowali wierności swym ideałom.

- Abu-Ghraib, Guantanamo, tajne więzienia świadczą o czym innym...

- Pamiętajmy, kto zaczął tę wojnę. Jak ktoś sieje wiatr, to niech się nie dziwi, że mu czasem dachówka na głowę spadnie. Są sytuacje, gdy informacje mogące ocalić tysiące niewinnych ludzi mogą być wydobyte tylko torturami. W ostatniej dekadzie poza trzema wyjątkami nie było w USA i Europie zamachów. Nie dlatego, że al Kaida się dobrowolnie rozbroiła. To służby specjalne skutecznie ją infiltrują i likwidują.

- Czy można dziś wskazać wygranych i przegranych tej wojny?

- To terroryści ją przegrywają. Nie dysponują ani bronią, ani finansami, ani atrakcyjną ideologią, a brak pieniędzy będzie coraz dotkliwszy. Amerykanie dzięki cyfryzacji systemu bankowego byli w stanie zidentyfikować i unieszkodliwić ogromną część kanałów pieniężnych dla terrorystów. Im mniej mają pieniędzy, tym trudniej im działać w totalnym ukryciu. Muszą szukać ich gdzie indziej, a to oznacza konieczność częściowego ujawnienia się.

- O co dziś właściwie walczą islamscy terroryści?

- Największe nadzieje wiążą z Afganistanem, ale nie z samą wojną, tylko z narkobiznesem. Są w stanie nawet osłabić swe działania w tym kraju, byle tylko skłonić wojska zachodnie do wyjścia i odzyskać pełną kontrolę nad produkcją narkotyków.

- Kiedy dla świata Zachodu skończy się ta era terroru?

- Chrześcijanie byli fanatykami całe stulecia. Jeszcze w XX wieku w Irlandii katolicy z protestantami zabijali się nawzajem z powodu wiary. Tak jak kiedyś Europę nawiedzały co dziesięć lat wojny, tak dziś mamy raz na jakiś czas zamachy. Przestają mieć jednak charakter szeroko zorganizowanych akcji i są to raczej ataki indywidualne. Temu, że grupka trzech szaleńców opracuje plan zamachu, nie da się nigdy całkowicie zapobiec. Dowódcy al Kaidy są regularnie likwidowani, ale zaraz pojawiają się następni i tak w kółko, bez końca. Ta wojna może jeszcze trwać całe dekady.

Prof. Zbigniew Lewicki

Amerykanista