"Super Express": - W książce pt. "Patologia transformacji" stawia pan tezę, a następnie dowodzi, że struktura polskiej gospodarki jest strukturą kraju skolonizowanego. Zabiera pan czytelnika w ciekawą, ale smutną podróż do Afryki - gdzie kierował pan projektami ONZ - aby następnie lustrzane odbicie neokolonializmu pokazać nam nad Wisłą. Prześledźmy, proszę, raz jeszcze tę drogę. Jej początek jest...
Prof. Witold Kieżun: - ...zawsze radosny.
- Oto afrykańskie kolonie wybijają się na niepodległość. Kontynent jest przebogaty w surowce. Dobra pracujące na rzecz Francji, Wielkiej Brytanii, Belgii czy Portugalii zostają znacjonalizowane...
- I cały czas kuszą. Postępujący lawinowo postęp technologiczny, w którym partycypują przede wszystkim najbogatsze państwa świata, tworzy nowe możliwości ekspansji wielkich koncernów. Globalizacja zaczyna iść w parze z neokolonializmem. Formalna niepodległość danego państwa ma przestać przeszkadzać państwom trzecim - a raczej międzynarodowym koncernom - w dysponowaniu jego majątkiem. Najpełniej wyraziło się to w koncepcji opracowanej przez Johna Williamsona pod koniec lat 80., zwanej konsensusem waszyngtońskim.
- No dobrze, ale jak to zrobić?
- Zawsze zaczyna się od dużej łapówki. Bardzo dużej, jeżeli chodzi o kieszeń jednego czy kilku polityków albo urzędników, ale bardzo niskiej, jeżeli chodzi o wartość nabytego dobra. Łapówka otwiera drzwi do nabycia określonej fabryki dużo poniżej jej wartości. Znajduje się ona na terytorium niepodległego afrykańskiego kraju, ale zyski z niej płyną za granicę. Oczywiście pracują w niej miejscowi ludzie - ale za bardzo niskie wynagrodzenie. To dotyczy wszystkiego: fabryk, kopalń, lasów, pól. Pozostaje niewielki procent lokalnych przedsiębiorstw, które znajdują się w gestii miejscowej nomenklatury.
- I?
- Teraz przenieśmy się do Europy. Związek Radziecki trzeszczy w szwach, w krajach bloku wschodniego wyraźnie zaczyna się kształtować struktura zbliżona do wolnego rynku. W PRL w latach 80. prywatna własność wytwarza już ok. 20 proc. dochodu narodowego. Wśród członków reżimowych partii dochodzi do zmiany postaw ideologicznych i na to wszystko nakłada się refleksja wielkiego światowego kapitału, że warto by było zagrać o ten kawałek planety - że istnieje szansa zdobycia nowych rynków. Rynków znacznie lepszych od państw Trzeciego Świata, bo związanych z wykwalifikowanym robotnikiem, dobrze wykształconym inżynierem i dość efektywną organizacją pracy. Można więc by było zastosować metody wypróbowane w Afryce.
- Na razie to tylko mglisty plan...
- Który szybko się konkretyzuje w ściśle dopracowany projekt. Zresztą bardzo prosty. Akcja ma się rozpocząć w Polsce, która jest najbardziej rewolucyjna - tu zrodziła się Solidarność i tu zaczęło się odchodzenie od gospodarki planowej.
- To ja już wiem, o co chodzi. W takim razie do naszej podróży przez czas i ekonomię musi dołączyć jeszcze jeden uczestnik. Na pokład samolotu lecącego z Nowego Jorku do Warszawy wsadzamy George'a Sorosa.
- W głowie ma wiele pomysłów, a wszystkie skupione na zrealizowaniu konsensusu podobnego do tego z Afryki: otwarcie granic, swobodny eksport, daleko idący i bardzo szybki proces prywatyzacji ujęty w dwie formy.
- Pierwsza?
- Wrogie przejęcie. Tzn. wytypowanie ewentualnie konkurencyjnych przedsiębiorstw, a następnie ich wykup i likwidacja.
- Konkurencyjnych? Nawet jeżeli produkują towar gorszej jakości?
- Wówczas już istnieje doświadczenie z Chinami. Chiny bardzo sprytnie ruszyły ze swoimi produktami na rynek światowy - a były to produkty niższej jakości, ale po znacznie niższej cenie - i zaczęły konkurować z dużymi przedsiębiorstwami w całym szeregu specjalności. Wykup i likwidacja przedsiębiorstwa załatwiały ten problem. Zresztą wiele przedsiębiorstw produkowało nie gorzej niż zachodnie. No ale podajmy jakiś przykład wrogiego przejęcia. Np. Zakłady Wytwórcze Urządeń Telefonicznych - które miały prawie monopol w ZSRR - wykupione przez Siemensa. Żeby nie było problemów z robotnikami, Siemens wszystkim jednorazowo płaci dziewięciomiesięczne pobory. Następnie przenosi produkcję do Niemiec, budynki burzy, ziemię sprzedaje.
- Druga forma?
- Zakup metodą łapownictwa. Trzeba pamiętać, że w tym okresie prowizje - np. w Niemczech - są czymś zupełnie oficjalnym. Przedsiębiorstwo niemieckie, kupując zagraniczne przedsiębiorstwo i płacąc prowizję, musiało ją wykazać w zeznaniach podatkowych. W ten sposób następuje proces podobny do tego, jaki miał miejsce w Afryce. Tzw. złote jabł- ka, czyli przedsiębiorstwa wyższego poziomu technicznego - finanse, bankowość oraz wielki handel - przeszły w ręce obcego kapitału.
- To już wyrok. A jakie jest jego umocowanie prawne?
- Wróćmy zatem do George'a Sorosa, który w maju 1988 r. ląduje na Okęciu. Spotyka się z generałem Jaruzelskim, z Rakowskim i z Kuczyńskim, który zaczął pełnić funkcję doradcy ekonomicznego. Stworzył Fundację Batorego i - co jest rzeczą niezwykłą - już w grudniu system socjalistyczny i Polska Zjednoczona Partia Robotnicza, której celem była likwidacja kapitalizmu i zbudowanie socjalizmu, jednogłośnie zgadza się na wprowadzenie systemu kapitalistycznego. I to w formie kapitalizmu liberalnego. Jeśli porównamy tzw. ustawę Wilczka z 23 grudnia 1988 r. - powstałą w okresie pełni władzy PZPR - z koncepcją Kodeksu handlowego z 1934 r., który był podstawą wolnego rynku w II RP, to zobaczymy, że to takie same dokumenty.
- Korzysta na tym nomenklatura, która się uwłaszcza...
- Owszem. Ogólny bilans jest fatalny. Weźmy bankowość: 63 banki, z tego tylko 4 polskie. Ale tylko jeden - BGK - ma 100 proc. kapitału polskiego. Zyski są maksymalizowane przez to, że są niskie płace. Koszty osobowe - koszty zatrudnienia osób z zewnątrz, które wykonują jakąś pracę na rzecz danego projektu - w Polsce wynoszą średnio 37 proc., podczas kiedy koszty osobowe w krajach, że tak powiem, nieskolonizowanych, wynoszą powyżej 50 proc.
A np. w USA dochodzą do 60 proc.
- W jednym z wywiadów wspominał pan: "Przyjeżdżam wtedy do Polski i widzę mleko francuskie na półkach. Kuzynka mówi mi, że jest propaganda, by nie kupować polskiego mleka, bo rzekomo butelki myje się proszkiem IXI. Pytam o mazowszankę, którą zawsze lubiłem. Okazuje się, że nie ma. Można za to nabyć niemieckie wody mineralne. Chcę kupić krem do golenia Polleny. ( ) Polleny też nie ma, jest Colgate".
- To się nie zmieniło. Naszą sytuację pogarsza olbrzymi deficyt w handlu - 60 do 70 proc. artykułów to są artykuły zagraniczne.
- Nie ma polskich banków, nie ma polskiego przemysłu...
- Polskie jest bezrobocie. Dwa miliony obywateli mamy systematycznie bezrobotnych. 17 proc. obywateli żyje poniżej minimum socjalnego. Dwa miliony ludzi wyemigrowało i wiadomo, że oni już nie wrócą. Te dwa miliony Polaków w olbrzymim procencie to nie całe rodziny, lecz przedstawiciele rodzin przesyłający tu pieniądze - bardzo duże pieniądze. Dochodziły one do 30 miliardów. Teraz ta kwota co roku się zmniejsza. Dlaczego? Bo ci ludzie ściągają za granicę swoje rodziny.
- Istnieje lepsza i gorsza Unia Europejska?
- Jak najbardziej. My do Unii Europejskiej weszliśmy na bardzo niekorzystnych zasadach.
- Ale jednak jesteśmy beneficjentem.
- Dotacje są bardzo korzystne, ale dowcip polega na tym, że można je wykorzystać, pod warunkiem że duży procent finansuje się samemu. Ale skąd wziąć te pieniądze? Odpowiedzią na to pytanie jest olbrzymie zadłużenie samorządów.
- Żyjemy na kredyt...
- I nie mamy żadnej perspektywy dojścia do średniego poziomu UE. Teraz dobiliśmy do 60 proc. Ale cóż z tego, kiedy lwia część tego dochodu nie zostaje w Polsce.
- Jeśli ktoś szuka sprawiedliwości, to nie nad Wisłą?
- Jeżeli mamy zakłady Opla w Polsce i takie same w Niemczech, to w Niemczech płaca jest kilka razy wyższa za taką samą pracę. Więc nasi polscy kapitaliści też dużo nie płacą.
- Mimo wszystko chyba nie jest aż tak źle...
- Tu też się z panem zgodzę. Jesteśmy na drugim miejscu po Niemczech pod względem liczby samochodów na 1000 mieszkańców. Tylko że ich średni wiek jest bardzo wysoki - to są graty. Bo koncepcja nie polega na tym, żeby kraje kolonialne zniszczyć, ale żeby je eksploatować. Proszę nie myśleć, że kraje afrykańskie to tylko nędza. Nie, tam też, tak jak u nas, buduje się wysokie biurowce. No a skoro jesteśmy przy Afryce... Otóż walczyłem tam z niesłychanym rozwojem administracji. To jest kolejny element pożerający również nasz kraj. W czasach komunistycznych aparat administracyjny liczył w Polsce 46 tys. pracowników. W zeszłym roku było ich 144 tys.
- Więc może komuna nie była taka zła?
- Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że socjalizm był dla Polski okresem wzrostu gospodarczego - zbudowania przemysłu. Poziom życia był bardzo niski - indywidualna sytuacja była bardzo ciężka, bo to nie szło na konsumpcję, ale jeżeli chodzi o potencjał produkcyjny, to PRL była na 12. miejscu na świecie. I to nie są bujdy.
- A obecnie?
- Jesteśmy nieporównywalnie dalej. Ale dane dotyczące naszego skromnego bogactwa i tak są fikcyjne. Bo co z tego, że mamy względnie wysoki wzrost dochodu narodowego, skoro zysk idzie za granicę? PRL był państwem, w którym panował ucisk ideologiczny. Ja tego nie wytrzymałem i wyjechałem za granicę. Ale w trakcie transformacji ustrojowej zmarnotrawiliśmy kolosalny dorobek. Był on wypracowany kosztem naszej ciężkiej pracy. Odbudowaliśmy Warszawę, Szczecin, Poznań, Gdańsk. Zbudowaliśmy sieć dróg...
- Wąskich...
- Ale były. Przed wojną prawie nie było dróg asfaltowych. Polska stała się krajem poważnie uprzemysłowionym. Na tej bazie - przy mądrej polityce - bylibyśmy w tej chwili potęgą.
- Czy na pewno? Np. polskie stocznie pracowały dla ZSRR. A tam nam mało płacono.
- To prawda. Ale teraz by się szukało innych odbiorców. Tak jak to zrobili Niemcy ze stoczniami z NRD. Na świecie pływa coraz więcej jednostek i są coraz większe. Gdzieś je trzeba budować. W Polsce już się tego zrobić nie da.
- W swojej książce z wielką dokładnością - nie tylko w sekwencji dzień po dniu, ale niemal godzina po godzinie - przedstawił pan, w jaki sposób do demontażu polskiej gospodarki przyłożyli się ludzie Solidarności: Geremek, Kuroń, Michnik, Syryjczyk. To wstrząsająca lektura i serdecznie ją polecamy Czytelnikom "Super Expressu". Na koniec niech pan powie, jaką mamy alternatywę - jak ratować kraj?
- Lech Wałęsa podał alternatywę: wchodzimy w skład Niemiec. W młodości niestety już to przerabiałem.
Prof. Witold Kieżun
Ekonomista i prakseolog.
Urodził się 6 lutego 1922 r. w Wilnie. W 1931 r. przeprowadził się do Warszawy. Podczas niemieckiej okupacji wstąpił do AK - jego mieszkanie było magazynem broni. W trakcie Powstania Warszawskiego wsławił się m.in. samodzielnym wzięciem do niewoli czternastu Niemców. Został odznaczony osobiście przez dowódcę powstania Krzyżem Virtuti Militari. W trakcie powstania poznał też swoją przyszłą żonę, która była sanitariuszką. Po kapitulacji Warszawy uciekł z transportu, który jechał do obozu jenieckiego. Aresztowany przez NKWD przeszedł śledztwo, w którym nie ujawnił żadnych nazwisk i został zesłany do obozu na obrzeżach pustyni Kara-kum. Doznał tam skrajnego wycieńczenia organizmu i stwierdzono jego zgon. Dopiero w kostnicy okazało się, że żyje. Wrócił do Polski na mocy amnestii w 1946 r. Był więziony przez UB. Ukończył studia ekonomiczne, habilitował się. W 1980 r. wyemigrował na Zachód. Z ramienia ONZ pracował w Afryce Środkowej. Pełnił również funkcję doradcy prezydenta Burundi. Od 1998 r. ponownie mieszka w Polsce.