- Obecnie krytykuje się PiS za to, że praktycznie zawładnął mediami publicznymi. Ich poprzednicy z PO nie poprzestawali, jak widać, na publicznych, korciły ich także prywatne.
- No nie, takie porównywanie jest właśnie zero-jedynkowe i nieuprawnione. Załóżmy, że Platforma była skorumpowana i miała wiele na sumieniu. Nawet jeżeli, to nie powinno przecież usprawiedliwiać PiS, że on może robić to samo. Wręcz przeciwnie! PiS przyszedł z hasłami zrobienia porządku, uczciwości. Jeżeli PiS naprawia to w sposób brutalny, nie dopuszczając nikogo innego do głosu, to co to za zmiana? Proszę się nie dziwić, że jedni i drudzy w innym stopniu społeczeństwu się nie podobają. Mniej podoba się ten, który mówi, że ja zrobię z tym porządek, a porządku nie robi.
- Pańskim zdaniem można jakoś naprawić polskie media, by nie dochodziło do sterowania nimi przez świat biznesu i polityki?
- Zawsze będą takie sytuacje. Jeśli będzie atmosfera wojny pomiędzy stronami, to zawsze się walczy jak na wojnie, w sposób brutalny. Jedynym sposobem na uzdrowienie mediów jest rozmowa służąca temu, żeby dziennikarze nie skakali sobie do oczu. Oni muszą mówić, o co im naprawdę chodzi. Dziennikarze, w przeciwieństwie do polityków, powinni jednak w swoim gronie rozmawiać! Nie powinni wykluczać tej "parszywej gęby" z drugiej strony. Nie ma prostych sposobów na zdrowe media. Są tylko długotrwałe.
- W rozmowie opublikowanej w tygodniku "Do Rzeczy" pojawia się wątek niemiecki. Duża część mediów w Polsce to właśnie kapitał niemiecki.
- Polska prasa jest głównie w rękach niemieckich, ale kiedyś to nie przeszkadzało. To się po prostu wywleka w pewnym momencie, gdy jest gorąca sytuacja polityczna i tym można grać. Dużo zależy od nas. Czy chcemy tym grać i doprowadzić do zmian własnościowych? Do tego trzeba jednak mieć dużo pieniędzy i sprzyjające okoliczności.
Zobacz: Tomasz Walczak: Jak polski kapitalizm zabija czytelnictwo