- Zna pan rzeczywistość brytyjską zarówno jako ekonomista, ale także wieloletni mieszkaniec Wysp. Czy tzw. child benefits, czyli zasiłki pobierane na dzieci przez imigrantów, są naprawdę aż takim problemem, że stają się tematem dla premiera Camerona?
Prof. Stanisław Gomułka: - Nie sądzę, gdyż tych dzieci nie ma aż tak wiele, a zasiłki nie są zbyt wysokie...
- Obecnie to około 20 funtów tygodniowo na pierwsze dziecko i 13,5 funta na każde kolejne. Według mediów pobiera je 40 tys. dzieci, z czego ponad połowa to Polacy. Z tego dwie trzecie w Polsce.
- Więc widać, że dla budżetu nie jest to wielka kwota i realny problem. Cameronowi nie chodzi jednak o sumę, ale przekaz. Chce zademonstrować, że dba o brytyjskiego podatnika.
- Przed wyborami do europarlamentu, w których głosy odbiera mi Partia Niepodległości?
- Raczej przed referendum w sprawie wyjścia lub pozostania w UE, które zapowiedziano na 2017 r. Premier obawia się jego wyników, w związku z tym chce zawczasu rozbroić pewne mity. W tym mit wysokich kosztów child benefits. Pod tym względem zachowuje się dość sensownie, gdyż chce pozostania w UE. I jeżeli jest jakiś tani sposób na przekonanie do tego wyborców, to chce z tego skorzystać. Przebija bańkę propagandową przeciwników Unii.
- Do tej zmiany potrzebna jest zmiana prawa UE. Bruksela zgodzi się na nią w obawie o wyniki referendum? Czy uzna, że konserwatyści, jak Thatcher, zawsze używali eurosceptycyzmu wyborców, żeby coś z UE uzyskać.
- W przypadku Margaret Thatcher było inaczej, bo ona uzyskała olbrzymie kwoty w miliardach funtów rocznie. I także Polska współfinansuje część tego brytyjskiego przywileju. Choć nie czepiałbym się, gdyż oni są i tak płatnikiem netto... W przypadku Camerona zaś są to niewielkie kwoty i może być o to łatwiej. Oprócz referendum w sprawie UE Londynowi szykuje się też referendum w Szkocji i premier ma tu też taką perspektywę...
Zobacz też: Ważna informacja dla Polaków na Wyspach! Cameron ograniczy prawa imigrantów!
- Mój brytyjski znajomy stwierdził, że kiedy jego rodacy zmagają się z kryzysem, zawsze narzekają na imigrantów. Premierowi ze względu na polityczną poprawność nie wypada jednak narzekać na imigrantów jako takich, bo to byłby już rasizm. Polacy, Bułgarzy czy Rumuni są wygodni.
- Trudno powiedzieć, jakie są prawdziwe przyczyny, że skupia się akurat na Polakach. Przypuszczam, że chodzi o obawy wyborców przed otwarciem rynku pracy na Rumunów i Bułgarów, a w dalszej perspektywie na Ukraińców i Turków. Cameron stara się więc pokazać, że te sprawy są pod kontrolą, tym bardziej że u wielu obywateli narosło poczucie, że poprzednio nad tym nie panowano.
- Blairowi wypominano, że rząd laburzystów szacował potencjalną imigrację na 14 tysięcy, a samych Polaków przyjechało ponad milion. Tyle że ekonomiści i pracodawcy podkreślali, że to był dla Wielkiej Brytanii świetny ruch. Stwierdził, że "dobrze, że Niemcy i Francja nie otworzyły granic, bo wyssaliśmy z Polski, co najlepsze".
- I w tym stwierdzeniu jest wiele prawdy. Premier Blair krytykuje teraz Camerona. Powiedzmy, że on jest politykiem, ale ekonomista Marvin King, mój akademicki kolega, który przez lata był szefem Banku Anglii, też mówi to samo. Zajmował się rynkiem pracy, imigracją i stwierdził, że ten dopływ ludzi z Polski i innych krajów pobudził gospodarkę. Efekt netto był ewidentnie dodatni, także dla finansów publicznych. I ta opinia przeważa wśród ekspertów. Takie kraje jak Wielka Brytania przyciągają imigrantów bardziej mobilnych i przez dziesięciolecia korzystała ona z imigracji gospodarczej. Traciły zaś te kraje, z których ta imigracja pochodziła. Powody podnoszenia tej kwestii są zupełnie poza ekonomią.
Rozmawiał Mirosław Skowron