"Super Express": - Brytyjski "Guardian" w cyklu artykułów poświęconych Polsce zwraca uwagę, że rozwarstwienie dochodów między najbiedniejszymi a najbogatszymi jest w naszym kraju najwyższe w Unii Europejskiej. Skąd ta przepaść?
Prof. Stanisław Gomułka: - Zakładam, że wzięli za punkt wyjścia dane publikowane przez Unię Europejską. Akurat dotyczą zróżnicowania płac, a nie zróżnicowania dochodów, a w tej kwestii jest spora różnica w statystykach. W Polsce większa część dochodów niż w krajach zachodnich nie jest objęta tą statystyką, stąd ta przepaść.
- Jakkolwiek niepełne są te dane, faktem pozostaje, że między najniższymi a największymi zarobkami jest niepokojąca różnica...
- Jeśli spojrzymy na zróżnicowanie zarobków w Chinach, to jest ono dużo większe niż w Europie. To zróżnicowanie wzrosło gwałtowanie w ostatnich piętnastu latach. Nie ma w tym nic dziwnego, bo jest to cecha charakterystyczna dla krajów doganiających największe gospodarki światowe, w których to zróżnicowanie jest znacznie mniejsze i bardziej stabilne.
- Podobne mechanizmy objawiają się w Polsce?
- Na początku okresu transformacji ustrojowej w Polsce mieliśmy do czynienia z silnym niedostosowaniem umiejętności pracowników w stosunku do zapotrzebowania rynku. Doszło bowiem do bardzo szybkiego przestawienia gospodarki na inne tory i niezwykłego wzrostu zapotrzebowania na wykwalifikowanych pracowników w dziedzinach charakterystycznych dla wolnego rynku.
- Chodzi o to, że nie było odpowiedniej liczby pracowników, którzy mogliby zająć tworzone właśnie miejsca pracy, dlatego ci, którzy je dostali, zarabiali niewyobrażalne dla innych pieniądze?
- Właśnie tak. Wraz ze zmianą systemu doszło do fundamentalnych zmian w dystrybucji zarobków. Kiedyś najlepiej byli opłacani górnicy, na których pracy w dużej mierze opierała się gospodarka PRL. Teraz powstały nowe zawody, w których popyt na miejsca pracy przekroczył podaż siły roboczej. Mała liczba pracowników spowodowała wzrost ich płac.
- Jeśli dobrze rozumiem, to wraz rozwojem naszej gospodarki i wzrostu umiejętności pracowników dysproporcja w zarobkach będzie się zmniejszać. Zgadza się?
- Z czasem podaż w tych sektorach, gdzie płace są wysokie, będzie rosła i mechanizm rynkowy powinien spowodować, że to zróżnicowanie zarobków będzie mniejsze.
- Populistyczne hasła w stylu "bogaci się bogacą, a biedni stają się jeszcze biedniejsi" stracą rację bytu?
- Niekoniecznie. Czym innym jest zróżnicowanie dochodów, a czym innym bogactwa. Jak już wspomnieliśmy, płace zależą głównie od umiejętności. Bogactwo z kolei nie zawsze z umiejętnościami idzie w parze. Często najbogatsi zawdzięczają swoje fortuny rewolucyjnemu pomysłowi na biznes, a nie ciężkiej pracy.
- Dysproporcja w zarobkach może być przyczyną niepokojów społecznych? Wyobrażam sobie sytuację, kiedy ludzie zaczną się buntować przeciwko niesprawiedliwości społecznej, która wyraża się właśnie w tej dysproporcji...
- Skoro zaakceptowaliśmy zasadę, że mamy w Polsce mechanizm rynkowy, który decyduje o wysokości zarobków, to nie rozumiem haseł o niesprawiedliwości społecznej w tej kwestii. Niesprawiedliwość zaistniałaby, gdybyśmy mieli do czynienia z działaniami monopolistycznymi. Powiedzmy, że jedna grupa zawodowa poprzez szantaż wymusza szczególnie wysokie dochody, podczas gdy inna nie może tego robić. Tak, wtedy jest to niesprawiedliwe. Jednak w dobrze działającej gospodarce rynkowej taka sytuacja jest niedopuszczalna. Wszystko zależy od dostosowania się pracownika do potrzeb rynku.
Prof. Stanisław Gomułka
Główny ekonomista BCC