"Super Express": - Mija rok prezydentury Andrzeja Dudy. Z jednej strony mamy niekończące się peany na cześć prezydenta, a z drugiej falę krytyki. Jest aż tak dobrze czy aż tak źle?
Prof. Piotr Wawrzyk: - Przede wszystkim polityka rozlicza się z obietnic, które złożył w kampanii. Na ich realizację nie ma roku, ale pięć lat w przypadku prezydenta. Z tego punktu widzenia trzeba oceniać tę prezydenturę. Z tego, co Andrzej Duda zapowiadał, czyli złożenia projektów obniżenia wieku emerytalnego i zwiększenia kwoty wolnej od podatku, wywiązał się w 100 proc. Na resztę prezydent ma jeszcze cztery lata.
- Krytycy mierzą prezydenta jego słowami. I w kampanii, i na inaugurację swojej prezydentury obiecywał łączyć, nie dzielić, być prezydentem aktywnym i - z czego uczynił lejtmotyw krytyki Bronisława Komorowskiego - nie być notariuszem rządu. Ich zdaniem kiepsko to wygląda.
- W drugiej części swojej wypowiedzi o notariuszu rządu prezydent mówił o tym, że nigdy nie podpisze ustaw, które będą szkodliwe społecznie. Na razie takich aktów prawnych, w wyniku których prezydent musiałby stawać przed dylematem, czy ma być lojalny wobec obywateli, czy wobec swojego obozu politycznego, nie było. Pamiętajmy też, że żaden prezydent w III RP nie zerwał kontaktów ze swoim zapleczem politycznym. Uczynił to tylko Aleksander Kwaśniewski po aferze Rywina.
ZOBACZ: Nałęcz o Andrzeju Dudzie: "Poddaje się wręcz tresurze"
- Co do tej lojalności wobec obozu to jest zarzut, że jest to lojalność wręcz patologiczna. Tu przywołuje się sprawę TK czy uniewinnienia Mariusza Kamińskiego. Andrzej Duda jest ubezwłasnowolniony?
- Co do uniewinnienia, prezydent jest prawnikiem i nie wierzę, że mógłby zrobić coś, co mogłoby go narazić na zarzut łamania prawa. Jeśli chodzi o TK, to zarzut jest o tyle chybiony, że prezydent w tym sporze w żaden sposób nie uczestniczy. Po prostu podpisuje ustawy, które kieruje do niego parlament, uznając, że mają one służyć polepszeniu funkcjonowania TK.
- Co do łączenia Polaków: pana zdaniem prezydentowi się to udaje? Prezydent wywołał burzę, krytykując przeciwników PiS i sprowadzając ich do roli zmartwionych utratą przywilejów. "Ojczyznę dojną racz nam zwrócić, panie" było potrzebne?
- Zacznijmy od tego, że próbą godzenia Polaków było przemówienie na rocznicy Smoleńska. Zresztą w różnych wystąpieniach prezydent wypowiada się w tym samym pojednawczym tonie. Co do przytoczonej wypowiedzi to sondaż dla CBOS pokazuje, że przeciwnicy PiS rekrutują się głównie spośród kadry kierowniczej czy ogólnie beneficjentów ostatnich lat. Prezydent więc opisywał rzeczywistość, mówiąc o żalu odsuniętych od władzy.
- Ile w wysokim poparciu dla prezydenta jest jego zasług, a na ile świeci światłem odbitym od PiS?
- Nie da się do końca połączyć poparcia dla PiS i poparcia dla prezydenta. Andrzej Duda ma dużo większe zaufanie społeczne niż jakikolwiek inny polityk obozu rządzącego. Samo poparcie dla niego jest wyższe niż dla partii rządzącej. Zasług społecznej akceptacji dla prezydenta należy więc szukać w nim samym. Pamiętajmy, że prezydent ma naturalny dar zjednywania sobie ludzi. Jadąc w Polskę, nie bierze udziału w spotkaniach zamkniętych, ale wychodzi do zwykłych ludzi. To zapewnia mu popularność.
- Czy to wysokie poparcie nie sprawi, że Andrzej Duda spocznie na laurach, podobnie jak swój poprzednik, i dzisiejsze zwycięstwa będą przyczynami jego przyszłej klęski?
- To jednak inny format człowieka, więc nie widzę takiego niebezpieczeństwa. Inna sprawa, że ostatnia kampania prezydencka, a w zasadzie jej brak po stronie Bronisława Komorowskiego, przekonanego, że zwycięstwo i tak ma w kieszeni, jest też nauczką dla każdego polityka, że nie można popadać w samozachwyt, bo nigdy nie wiadomo, jak to się skończy.