Paweł Śpiewak

i

Autor: archiwum se.pl

Prof. Paweł Śpiewak: Retusz nie pomoże, trzeba nowej wizji

2013-08-19 4:00

Profesor Paweł Śpiewak komentuje wybory w Platformie.

"Super Express": - Kończące się dzisiaj powszechne wybory na szefa Platformy Obywatelskiej nie były błędem ze strony premiera? Ta epopeja trwała zbyt długo. Zbyt niszczący dla partii był to spektakl. Zwłaszcza że Gowin miał mnóstwo czasu, żeby całkowicie podważyć linię partii. Może mniej bezboleśnie było załatwić to na partyjnej konwencji, jak zrobił to Kaczyński.

Prof. Paweł Śpiewak: - Wszystko zależy od tego, co jest celem. Jeżeli było nim stworzenie wrażenia, że PO jest inną partią niż PiS - czyli partią demokratyczną, w której można toczyć normalną debatę i spierać się o wartości - to takie wybory dają Platformie dodatkową legitymację. To są pozytywne skutki. Są oczywiście negatywy, na które pan wskazał.

- Wydaje mi się, że wrażenia demokratyczności nie udało się stworzyć. Sama kampania wyborcza była raczej nierówna i cały aparat partyjny stanął po stronie premiera, krytykując Gowina na każdym kroku. Nawet na stronie internetowej PO nie było żadnych relacji z kampanii byłego ministra sprawiedliwości. Tam dominował Donald Tusk.

- No tak, ale nawet jeżeli Gowina nie było na stronach internetowych, to pełno go było w mediach. W ten czy inny sposób docierało do członków partii, że jest też inny niż Tusk kandydat. Poza tym premier musiał mieć kontrkandydata, bo bez tego jego zwycięstwo nie miałoby tak dużej wartości. W tym sensie te wybory, w takiej formie, wzmacniały legitymizację samego Tuska jako przywódcy partii.

- Przez cały okres tej kampanii nie było trochę tak, że Platforma sprawiała wrażenie partii, która zajmuje się wyłącznie sobą, a nie sprawami kraju?

- Gowin robił wszystko, aby pokazać, że problem Platformy to problem Polski. Starał się przedstawiać swój program nie tylko na miarę partii, lecz także całego kraju. Nowe otwarcie w PO miało być nowym otwarciem rządu. Oczywiście wybory na szefa formacji pokazały kilka niepokojących dla niego zjawisk.

- Jakich?

- Sama frekwencja - bardzo niska. Drugi element, który wydaje się uderzający, to proceder nabijania członków, co w partyjnym żargonie określa się mianem nadymania kół. Na czas wyborów wpisuje się ludzi, którzy z partią niewiele mają wspólnego. To pokazuje, że PO w sensie czysto partyjnym jest słabą formacją. To raptem 40 tys. ludzi, co w kraju liczącym 38 mln obywateli, jest marnym umocowaniem w społeczeństwie. A nie dość, że to partia mała, to jeszcze większość członków nie uczestniczy w jej życiu. Powszechne głosowanie tylko obnażyło tę słabość PO. Tak czy inaczej musimy zaakceptować fakt, że Tusk nadal będzie szefem PO i bierze pełną odpowiedzialność za to, co się z nią stanie. To ogromne wyzwanie.

- To już zresztą nie pierwszy raz, kiedy na swoich barkach będzie niósł Platformę. Do tej pory robił to z powodzeniem...

- Od teraz nie będzie już tłumaczeń, że są: Kaczyński, powodzie czy wypadki losowe. Zobaczymy, co teraz będzie potrafił zrobić w sytuacji kryzysu, marginalizacji gospodarczej i politycznej Polski.

- I kryzysu poparcia dla partii. Myśli pan, że te wybory mogły zaszkodzić PO i teraz trzeba będzie posprzątać po tym pobojowisku?

- Na pewno sytuacja, w której PO w kolejnych sondażach traci wobec PiS, powinna mobilizować. Chociaż mam wrażenie, że w tej sytuacji premier robi ten sam błąd, co Hanna Gronkiewicz-Waltz, która zamiast mówić, co dobrego zrobiła dla Warszawy, wymienia swoich doradców ds. wizerunku. To samo dotyczy premiera i zamiast pokazać, co zrobił w czasie swoich rządów, ogranicza się do kosmetycznych rozwiązań. W czasie tych wyborów było dla mnie dziwne, że nie podjął żadnej merytorycznej dyskusji z Gowinem i nie traktował go jako poważnego rywala.

- Bo wyszedł z założenia, że nie będzie go swoim autorytetem pompował?

- Ale nawet nie chodzi o to, żeby w ten sposób zmarginalizować Gowina. Tusk nie wykorzystał tej szansy, żeby powiedzieć, co on myśli o fundamentalnych dla Polski kwestiach - począwszy od gospodarki przez służbę zdrowia po edukację włącznie.

- Mógł to zrobić, ale zamiast tego jego kampanię zapamiętamy jako wymiatanie "pisiorów" z Ministerstwa Spraw Wewnętrznych.

- Właśnie. Wyszło to dosyć ubogo. A przecież mógł potraktować wybory na szefa Platformy jako szerszą kampanię polityczną skierowaną nie tylko do działaczy partyjnych, lecz także do społeczeństwa. To dla mnie naprawdę dziwne. Niemniej do wyborów jeszcze dwa lata i nie ma pewności, że PiS je wygra.

- Ale niedobra dla PO tendencja przechyłu poparcia na stronę PiS musi niepokoić i zmusza do działania. Na razie dużo się mówi o rekonstrukcji rządu, która ma dać nowy oddech partii. Na ile ta klasyczna metoda tracących poparcie premierów może być jeszcze skuteczna?

- Na pewno niewiele będzie znaczyć zmiana nazwisk. Większości ludzi z niczym się one nie kojarzą. Istotne będzie jednak to, jakie zadania dostaną nowi ludzie i czy programowanie działań poszczególnych ministerstw będzie silną stroną rządu. Z punktu widzenia społecznego zupełnie marginalną sprawą będzie to, kto będzie szefem np. resortu edukacji, ale czy ta osoba będzie wiedziała, co zrobić z sześciolatkami w szkołach, gimnazjami, niżem demograficznym, czy co będzie z olbrzymią liczbą nauczycieli, którzy odchodzą z pracy. Tak trzeba działać w każdej dziedzinie podległej rządowi.

- Według coraz częściej powtarzanych pogłosek szykuje się jednak jedna poważna zmiana osobowościowa - dymisja Jacka Rostowskiego. Z punktu widzenia rządu byłaby ona jakkolwiek korzystna?

- Ta dymisja akurat tak. Jednak to Rostowski stoi za poważnym blamażem dotyczącym przeszacowania budżetu. Poza tym jego polityka fiskalizacji wszystkiego, co się da, jest dosyć upiorna. Kwestią jednak nie jest to, czy Rostowski odejdzie, czy nie, ale kto go zastąpi i czy za tą zmianą pójdzie realna zmiana polityki państwa w dziedzinie finansów.

- Czeka pan na nową wizję polityki rządu. Myśli pan, że bez niej PO będzie w stanie odzyskać zaufanie społeczne?

- Nie widzę takiej możliwości. Jeżeli Platforma nie przedstawi jakiejkolwiek wizji, nie powie, co chce dalej robić i jakie kwestie będą dla niej najważniejsze, żeby móc skutecznie rządzić - nawet jeśli miałyby to być rzeczy trudne i kosztownie społecznie - to nie może liczyć na to, że obywatele do niej wrócą. Bardzo ważne jest więc, czy premier znajdzie w sobie energię i współpracowników, którzy pomogą mu w stworzeniu nowej wizji rządzenia. Inaczej Polacy uznają, że PO ogranicza się do zwykłego retuszu, a na to nie dadzą się nabrać.