Raport Walczaka

Prof. Legucka o wyborach prezydenckich w Rosji

2024-03-13 8:15

Profesor Agnieszka Legucka, ekspertka ds. Rosji była gościem "Raportu Walczaka". Tematem rozmowy były zbliżające się wybory w Rosji. Putin po raz kolejny będzie walczył o reelekcję. - I właśnie nie z urn wyborczych dostanie Putin tę legitymację, ale ta legitymacja społeczna będzie wynikała z tego, że ten test się powiódł bądź jeżeli się nie powiedzie no to będzie sygnał dla elity, że Putin nie jest gwarantem tego systemu i trzeba będzie zastanowić się nad kimś nowym.

Pani profesor, bo to nie są wybory, to jest jakiś teatr, który organizuje Kreml nie po raz pierwszy, nie po raz ostatni. Wyjątkowość jest taka, że odbywa się to w środku wojny. No i tak się zastanawiam myśląc o tych wyborach jak je traktować? To jest ważne przede wszystkim dla Władimira Putina dla elity kremlowskiej czy dla mimo wszystko dla społeczeństwa rosyjskiego też jest to ważne żeby pójść do urn, zagłosować na kogo się chce a i tak zostanie Prezydentem Władimir Putin?

No tak, rzeczywiście w Rosji już od lat mamy do czynienia raczej z plebiscytem wyborczym aniżeli wyborami. Teraz jest jeszcze gorzej, mówiąc tak kolokwialnie, z tego względu, że jeszcze kiedyś to przedstawienie demokratyczne tego teatro teatrum wyborcze było aranżowane w taki sposób, że można było zapowiedzieć albo przedstawić jakąś intrygę, coś co mogło być z takiego techno politycznego punktu widzenia czymś ciekawym, interesującym bo zwykle było tak, że Władimir Putin występował na tle kilku no tak około 7,8 kandydatów. Oni wzajemnie się ze sobą spierali, kłócili i też nie ukrywali, przynajmniej Pavel Grudinin zeszłego plebiscytu wyborczego a był osobą, która bardzo szybko zyskała rosyjską sympatię a dzisiaj jego losy są bardzo trudne i został zepchnięty na margines życia politycznego w Rosji ale przynajmniej coś się działo. Była też Sobczak, która była oczywiście córką byłego mocodawcy Władimira Putina i miała bardzo duży negatywny elektorat, w związku z czym można było prowadzić debaty, które mogły coś ciekawego wnosić do życia politycznego w Rosji. Na ten moment można powiedzieć, że rosyjski system polityczny zwany putinizmem przestał mieć jakiekolwiek znamiona elastyczności, dostosowanie się do sytuacji czy też czegoś co można by było nawet pozorowaną debatą polityczną nazwać. Mamy toporny system, który jest takim systemem noetotalitarnym wchodzącym bardzo głęboko w drzwi i życie Rosjan a ten plebiscyt wyborczy, który będziemy obserwować za chwilę czyli od 15 do 17 marca będzie generalnie takim crash testem systemy. Czyli będzie pokazywał bądź nie, to zobaczymy czy te wszystkie szczeble tak zwanego aminresursu czyli administracji i takich zasobów państwa łącznie ze służbami porządkowymi czy są w stanie przeprowadzić taką wielką akcję. I właśnie nie z urn wyborczych dostanie Putin tę legitymację, ale ta legitymacja społeczna będzie wynikała z tego, że ten test się powiódł bądź jeżeli się nie powiedzie no to będzie sygnał dla elity, że Putin nie jest gwarantem tego systemu i trzeba będzie zastanowić się nad kimś nowym.

No właśnie, ja tak sobie myśląc o tych wyborach przypominam sobie wybory w Białorusi w 2020 roku. Też się wydawało wtedy, cóż może się wydarzyć w Białorusi gdzie jest Łukaszenka, gdzie ten system jest wydawałoby się domknięty. Tam trochę świeżego powietrza zostało wpuszczone w wybory. Pojawiła się iluzja wyboru i ludzie z tej iluzji w zasadzie skorzystali, wyszli na ulice, domagali się zmian. Oczywiście tam się rewolucja nie udała a Władimir Putin też ze swoim aparatem państwowym wszedł w Białoruś żeby uratować władzę Łukaszenki ale to też chyba taka była lekcja dla Władimira Putina właśnie żeby tej iluzji wyboru nie tworzyć bo nawet w totalitarnym państwie ta iluzja wyboru może doprowadzić do bardzo głębokich problemów politycznych.

No właśnie, zero iluzji można by było powiedzieć. Ten system nie przejawia jakiejkolwiek szans do tego by wpuszczać nową krew bądź pozwalać sobie na taką ekstrawagancję żeby na przykład dopuścić kobiety do wyborów no bo na Białorusi rzeczywiście to co było niezwykłą siłą to były trzy kobiety, które walczyły i pokazywały, że można wspólnie coś zrobić i pociągnąć za sobą tłumy. Tam nie doceniono na Białorusi kobiet a tutaj wręcz ograniczono wpływ kobiet do zera dlatego, że była jedna, można by było powiedzieć taka pretendentka w Rosji Jekaterina Duncowa dziennikarka, była deputowana, która zgodziła się wziąć udział w tym plebiscycie wyborczym i przedstawiała takie niebezpieczne bardzo dla systemu hasła związane z działaniem antywojennym i anty putinowskim. No i oczywiście żeby zabezpieczyć się przed tym scenariuszem białoruskim zabroniono jej zbierania podpisów. A drugą osobą był Borys Nadieżdin, o którym pewnie sobie za chwilkę porozmawiamy ale jemu także ostatecznie nie pozwolono na kandydowanie w wyborach, pozwolono mu na zbieranie głosów ale odbyło się to właśnie z tymi elementami iluzji albo być może nadziei, z którymi wiązali tę kandydaturę możliwą rosyjscy obywatele.

To był taki kandydat anty-wojenny no i to rzeczywiście byłby duży problem dla systemy jeśli taki kandydat zostałby dopuszczony. Tam by się zaczęła dyskusja no bo jeżeli mamy obóz Putina, tych kandydatów opozycji koncesjonowanej przez Kreml. Jakiegoś kandydata, nie wiemy czy autentycznie opozycyjnego czy jakiegoś tam wykreowanego przez jakiś ośrodek w ramach putinizmu ale jednak mówiącego trochę innym głosem no to rzeczywiście tutaj pojawiłyby się wątpliwości czy jak to kiedyś powiedział Czarnomyrdin mamy jeden kurs prawidłowy i to by mogło rzeczywiście doprowadzić do może nie implozji ale po prostu niepotrzebnych problemów w łonie tej elity.

Tak. Myślę, że reżim był przekonany, że Borys Nadieżdin, który zasadniczo jest politykiem z lat 90 tych, współpracował z Borysem Niemcowem kiedyś i miał mniej szczęścia w latach 2000, gdzieś tam w polityce był dookoła Moskwy w okręgu moskiewskim a tam kandydował czasem dostawał możliwość czasem nie ale co było istotne. Istotne dla reżimu było to żeby pokazać, że taki człowiek Borys Nadieżdin, który występuje przeciwko wojnie tej pełnoskalowej i wielokrotnie występował na różnych propagandowych telewizjach jako taki chłopiec do bicia. Mianowicie on mówił o tym, że wojna jest zła dla Rosji, że giną tam rosyjscy żołnierze i że to idzie w złym kierunku, natomiast na niego zawsze napadali pozostali inni uczestnicy tych show bo jak wiemy w rosyjskiej telewizji to show polityczne jest bardzo atrakcyjne a w szczególności okres przedwyborczy to różnego rodzaju bijatyki czy też polewanie się wodą ze szklanki było dość typowymi scenami. I władze pomyślały, że pozwalając Borysowi Nadieżdinowi zbierać głosy to będzie to świadectwo tego, że takie poglądy anty wojenne w Rosji są mało istotne i że są znikome. A co się okazało? Okazało się, że bardzo mocno zaangażowała się opozycja poza granicami Rosji i która pokazała, że Borys Nadieżdin może być tym jedynym kandydatem przeciwko Putinowi, co znaczy, że będą tyle głosować na Borysa Nadieżdina tylko co po prostu będzie to kandydat, który będzie mógł z czystym sumieniem odkreślić, zakreślić rosyjski obywatel i uznać, że to jest głosowanie przeciwko Putinowi. I nagle w Rosji, w całej Rosji bo żeby zebrać podpisy nie można tylko w jednym miejscu mieć te 105 tysięcy ważnych głosów za tym żeby w ogóle móc kandydować, no to ustawiały się kolejki. To był szok naprawdę, jak popatrzyło się na You Tuba rosyjskiego, rosyjskiego w tym sensie, że tam różni rosyjscy przedstawiciele opozycji ale też komentatorzy tylko mówili od połowy stycznia o Borysie Nadieżdinie i to dało taką rozpoznawalność temu kandydatowi, który okazał się być niebezpieczny dla reżimu, właśnie mógł dawać tę alternatywę i zacząć budować iluzję, która może się przekształcić w rzeczywistość. No i Borysowi Nadieżdinowi mimo tego, że według niego on zebrał 211 tysięcy głosów w samej Rosji no to CK czyli Centralna Komisja Wyborcza uznała, że część tych głosów jest nieważnych i nie pozwolono mu na to żeby wpisać się na listę do głosowania.

Listen on Spreaker.