"Super Express": - Czy dane o spadku uczestnictwa Polaków we mszy świętej uważa pan za wiarygodne?
Prof. Janusz Majcherek: - Nie mam żadnych podstaw do kwestionowania tych danych i uważam je za miarodajne. Pokazują niegwałtowny, ale systematyczny spadek uczestnictwa Polaków w coniedzielnych nabożeństwach. Oraz też niegwałtowny wzrost przystępujących do komunii. To oznacza, że coraz mniej ludzi chodzi do kościoła, ale wśród tych chodzących jest coraz większy odsetek gorliwych, pogłębiających swą wiarę katolików.
- Dlaczego liczba wiernych się zmniejsza?
- To zjawisko ogólnoeuropejskie. Kilkanaście lat temu podnoszono u nas głosy, że Polska jest wolna od tego rodzaju trendów. Że raczej przypomina Stany Zjednoczone, gdzie nowoczesność i wysoki rozwój cywilizacyjny nie prowadzą do zmniejszenia religijności. My przecież mamy "naszego" papieża, a Kościół cieszy się prestiżem społecznym wynikającym z jego roli w obaleniu komunizmu.
- Dziś oba te czynniki przeszły do historii?
- Tak. Młode pokolenie niewiele wie o roli Kościoła w podziemiu antykomunistycznym, a Jan Paweł II zmarł w 2005 roku. Dziś można już definitywnie powiedzieć, że Polska nie uchroni się od wpływu tych ogólnoeuropejskich trendów.
- Chodzi tylko o nie, czy także o problemy w samym Kościele?
- Raczej to pierwsze. Jeśli chodzi o skalę skandali seksualnych i finansowych, to w polskim Kościele ona nie jest tak duża jak w niektórych państwach zachodnich. U nas bardziej zauważalny jest wpływ Kościoła na politykę - i badania pokazują, że Polacy tego sobie nie życzą. Coraz liczniejszej rzeszy nie odpowiada też utrzymywanie się jako głównego nurtu w polskim Kościele bardzo tradycyjnego i konserwatywnego katolicyzmu spod znaku ojca Rydzyka.
- Z drugiej strony, po 1989 roku liczba uczestniczących w nabożeństwach raz malała, raz wzrastała, a Polska wciąż jest w czołówce europejskich krajów o największej liczbie wiernych.
- Jeśli porównamy obecne badania z tymi sprzed dwudziestu lat, to zauważymy znaczący spadek wiernych. Nie widać czynników, które mogłyby ten trend odwrócić. Śmierć Jana Pawła II zamknęła oddziaływanie Kościoła powszechnego na Polaków, a Benedykt XVI nie ma szans odegrać roli duchowego odnowiciela dla Polaków. Ale faktycznie ten proces dokonuje się w kraju o wciąż wysokim odsetku uczestnictwa i deklaracji wiary przez obywateli. Inna sprawa, że tak wysokiemu poziomowi deklaracji religijności towarzyszy wysoki poziom przekonań sprzecznych z podstawowymi prawdami wiary (zmartwychwstania czy życia wiecznego). Polacy deklarują się jako katolicy, ale to są deklaracje kulturowe, a nie wyznaniowe.
- Czy dane instytutu są miarodajne dla stanu naszej religijności? Przecież wielu katolików oddziela wiarę od Kościoła i przeżywa ją prywatnie.
- Oczywiście. To są dwie zupełnie inne rzeczy: poziom religijności (wiary w Boga, w boskość Jezusa Chrystusa) oraz uczestnictwa w obrzędach konkretnego kościoła. Ten drugi spada, a pierwszy ma się bardzo dobrze i wciąż rośnie. To zjawisko religijności prywatnej, akceptującej z prawd wiary tylko niektóre i realizującej wiarę poza kościołem.
Prof. Janusz Majcherek
Publicysta "Tygodnika Powszechnego", wykładowca