Jan Hartman

i

Autor: Artur Barbarowski

Prof. Jan Hartman: Państwo nie może finansować lekcji religii i ateizmu

2015-12-02 15:46

Prof. Jan Hartman w rozmowie z Tomaszem Walczakiem komentuje sondaż "Super Expressu", z którego wynika, że 66 proc. Polaków uważa, iż to Kościół, a nie państwo powinien finansować lekcje religii w szkołach

„Super Express”: - Z sondażu dla „Super Expressu” wynika, że aż 66 proc. Polaków uważa, że to nie państwo, ale Kościół powinien płacić za lekcje religii. Co pan na to?
Prof. Jan Hartman: - Przyznam szczerze, że jestem tym zaskoczony. Ale zaskoczony bardzo mile. Wydawało mi się, że prosty argument Kościoła, który głosi, że katecheci i księża prowadzący lekcje religii są takimi samymi nauczycielami jak wszyscy inni, bardziej przemawia do społeczeństwa niż skomplikowane argumenty lewicy natury prawnej i kulturowej.
A wykładający religie to nie tacy sami nauczyciele jak wszyscy inni?
Oczywiście, nauczyciel religii jest zupełnie innym nauczycielem niż inni pracownicy oświaty i pieniądze na jego pensje nie powinny pochodzić z budżetu państwa, ale z budżetu Kościoła. Nie podlega bowiem żadnemu reżimowi kontrolnemu ze strony państwa. Jest tak naprawdę pracownikiem Kościoła i wykłada przedmiot, którego program nauczania nie jest określany przez resort edukacji. Państwo występuje wyłącznie w roli płatnika jego wynagrodzenia. To już są wystarczające przesłanki, by uznać, że rację ma 66 proc. Polaków. Najważniejsza jest jednak natury konstytucyjnej.
Na czym ona polega?
Z punktu widzenia ustawy zasadniczej krzewienie religii nie jest ani dobrem, ani złem. Państwo jest bowiem neutralne. Państwo nie wiem nic o tym, żeby istniał lub nie istniał jakiś bóg. Nie zajmuje się tym. Dlatego nie może wydawać pieniędzy na działalność, która z jego punktu widzenia nie jest żadnym dobrem społecznym. Jeśli wydaje pieniądze na naukę religii, to łamie zasadę o neutralności światopoglądowej państwa. Skoro więc 2/3 społeczeństwa uważa, że Kościół powinien płacić za propagowanie swojego światopoglądu, to bardzo się cieszę.
Prawica pewnie powie, że państwo w szkole uprawia swoją propagandę, więc jak opłaci promocję katolickiego światopoglądu, nic się takiego nie stanie.
Owszem, państwo ma też swego rodzaju światopogląd i ideologię, które są wyrażone w konstytucji i jest zobowiązane do propagowania idei konstytucyjnych. Dlatego płaci choćby za lekcje wiedzy o społeczeństwie, gdzie te idee krzewi, by budować kulturę konstytucyjną wśród młodzieży. Nie ma natomiast prawa łamać w obiecanej w konstytucji neutralności i wspierać krzewienie jakiegokolwiek światopoglądu. Tak samo jak nie może płacić za lekcje ateizmu nauczanego przez jakiś klub ateistów, tak samo nie może płacić za lekcje religii. Zwłaszcza jeśli jest to religia większościowa.
Jaki jest w tym problem?
Płynie bowiem z tego zagrożenie, że państwo będzie faworyzować tę religię ze względu na liczbę jej wyznawców. Łatwo zachować neutralność w wypadku buddyzmu. Trochę trudniej jest ją zachować wobec religii, która jest w danym społeczeństwie potężna.
Rozmawiał Tomasz Walczak

Prof. Jan Hartman. Filozof, Uniwersytet Jagielloński