„Super Express”: - Sprawa zarobków najbliższym współpracowniczek prezesa NBP nadal nie schodzi z czołówek mediów. Nawet politycy PiS bulwersują się, że Adam Glapiński nie chce ich ujawnić. Ale może ten upór ma sens, bo agenci obcych wywiadów, jak już wpadną w ich ręce te informacje, będą mogli prowadzić skuteczną dywersję wobec banku centralnego?
Prof. Dariusz Rosati: - Bądźmy poważni...
- Pełna powaga! Pełnomocnik NBP mówiła publicznie, że zarobki muszą pozostać tajemnicą, bo „na to na pewno czekają służby wywiadowcze innych krajów, zainteresowane tym, by bank centralny zaczął wyjaśniać schematy swoich działań”.
- Niestety, też czytałem tę wypowiedź... Na pewno upublicznienie zarobków w NBP w żaden sposób nie zagraża bezpieczeństwu państwa. Bank centralny – czy to się panu Glapińskiemu podoba, czy też nie – jest częścią sektora publicznego, w związku z czym, pensje w NBP wypłacane są publicznych pieniędzy. Z całą pewności kontrolę nad wydatkowaniem tych pieniędzy powinna sprawować Najwyższa Izba Kontroli. Nie widzę żadnych przeciwwskazań, by zarobki były upublicznione.
- Prezes Glapiński jednak widzi.
- W tej chwili przepisy rzeczywiście są dziś takie, że pozwalają informacje o zarobkach w NBP utrzymywać w poufności. Z całą pewnością wynagrodzenia prezesa, wiceprezesów i zarządu powinny być jawne. Jeśli chodzi zaś o urzędników NBP, jest to sprawa do rozstrzygnięcia. Nie do końca wiemy bowiem, jak zarabiają urzędnicy w innych organach administracji państwowej. Wiemy, jakie są siatki, ale nie wiemy, kto ile dokładnie otrzymuje. Po tej aferze uważam, że im więcej przejrzystości, tym lepiej.
- Nie wylejemy dziecka z kąpielą, jak przekonują niektórzy?
- W przeciwieństwie do prof. Zybertowicza, nie obawiam się, jak on to ujął, „szalejącej transparentności”. Co więcej, w tej konkretnej sprawie sam pan Glapiński aż się prosił, żeby zacząć kontrolować, co w podległej mu instytucji się dzieje.
- PiS uznało, że jak po dobroci nie można go zmusić do ujawnienia pensji, to zrobi ustawę. Trochę w duchu tej zaproponowanej w ostatnich dniach przez PO. Pensje mają być nie tylko jawne, ale też ograniczone do pewnego pułapu.
- Chyba nie ma już innego wyjścia. Wszyscy są bowiem zbulwersowani całą tą sprawą i uporem pana Glapińskiego. Rozumiem, że w NBP zarobki są wyższe niż w innych instytucjach. Jest to w pełni uzasadnione i nawet ustawa mówi, że muszą być ustalane w odniesieniu do średnich zarobków w sektorze bankowym. NBP to jedyna instytucja, która ma taki zapis ustawowy w sprawie zarobków, a to wynika ze specyfiki banku centralnego, kontrolującego rynek. A to wymaga dobrych fachowców.
- To może i pani Wojciechowska, rusycystka z wieloletnim doświadczeniem w NBP, której zarobki są tajemnicą państwową, też może sobie zasłużyła na godną płacę?
- Rozumiem, że fachowcy odpowiedzialni za rynki dostają wysokie pensje. To jest całkowicie zrozumiałe i akceptowalne. Ale uznaniowe zarobki sięgające – jak donoszą media – 65 tys. zł miesięcznie dla tej pani są głęboko niemoralne. Z całym szacunkiem dla niej, ale nie ma ona jakichś unikatowych w skali świata umiejętności - a przynajmniej nic o nich nie wiemy – które nakazywałyby wypłacanie jej tak wielkich sum. Nie pracuje w departamencie rynków finansowych, kapitałowym czy długu publicznego, które wymagają ogromnej wiedzy, ale departamencie komunikacji. Znajmy więc proporcje.
Rozmawiał Tomasz Walczak
Prof. Dariusz Rosati: Wynagrodzenia w NBP powinny być jawne
2019-01-11
5:00
Prof. Dariusz Rosati, ekonomista i eurodeputowany Platformy obywatelskiej o aferze płacowej w Narodowym Banku Polskim.

i